sobota, 28 maja 2011

Więź silniejsza od śmierci

Nie zapominajmy, o naszych zmarłych Przyjaciołach z Federacji Młodzieży Walczącej, utrzymujmy z nimi naszą wieź pokoleniową oraz środowiskową – także po ich śmierci! Z tej więzi jestem przekonany, narodzi się wiele łask zarówno dla nas – jak i dla nich!
darmowy hosting obrazków

Najważniejszymi z powodów, dla których powołaliśmy, we wrześniu 2007 roku, Stowarzyszenie Federacji Młodzieży Walczącej jest udokumentowanie historii naszej organizacji i pomoc rodzinom naszych zmarłych przyjaciół z FMW. Wielu z nich odeszło do Pana, często nie doczekawszy swoich 40 urodzin. Od kilku lat trwa bowiem nieprzerwanie w naszym środowisku zła passa. Dariusz Stolarski, Wiesław Gęsicki, Tadeusz Duffek, Robert Bodnar, Mieczysław Brzezicki, Andrzej Kuczyński, Adam Dydziński, Krzysztof Kornaś, Rafał Kosmalski, Artur Golara (...).

Ostatnio, często spotykamy się na pogrzebach naszych Przyjaciół z FMW. Ukazują się wtedy okazjonalne teksty, organizowana jest pomoc dla rodzin zmarłych Kolegów. To wszystko bardzo szlachetne. Jednak postarajmy się również nie zapominać o „dusz świętych obcowaniu”, o łączności z naszymi Przyjaciółmi z FMW, także po tym, jak opuścili już nas w tym naszym życiu doczesnym.
darmowy hosting obrazków

Polecajmy ich Panu Jezusowi w naszej modlitwie, nie zapominajmy o nich w naszych intencjach mszalnych. Oni z pewnością się nam odwdzięczą, za tą niewielką za nich ofiarę - po stokroć. Sam doświadczyłem tego obcowania na sposób wymierny – w listopadzie ub. roku w kilka godzin po uczestnictwie w Mszy za duszę śp. Roberta Bodnara. Przed kilku tygodniami miałem z kolei sen, który zinterpretowałem wspólnie z moim spowiednikiem, jako prośbę o pomoc dla duszy śp. Tadeusza Duffeka.

Nie zapominajmy, że nasze federacyjne środowisko tworzą Ci pozostający wciąż tutaj na ziemi, ale także coraz większe grono tych - którzy odchodzą i czekają na nas w wieczności. Zazwyczaj to oczekiwanie połączone jest z mękami, jakich dusza doznaje w czyśćcu, tym bardziej dotkliwe są to męki, kiedy dusza jest pozbawiona wsparcia z naszej strony, kiedy podlega zapomnieniu. Tymczasem tak niewiele trzeba, – aby móc im ulżyć: modlitwa, Msza święta, post lub ofiara podjęta w ich intencjach – zdziałać potrafi cuda.
darmowy hosting obrazków

Nie zapominajmy, zatem o naszych zmarłych Przyjaciołach z Federacji Młodzieży Walczącej, utrzymujmy z nimi naszą wieź pokoleniową oraz środowiskową – także po ich śmierci. Z tej więzi jestem przekonany, narodzi się wiele łask zarówno dla nas – jak i dla nich.

Pragnę poinformować, że w duchu tej łączności, (o której powyżej) zostanie odprawiona w najbliższą niedzielę Msza święta, którą za duszę śp. Tadeusza Duffeka odprawi ks. Jarosław Wąsowicz (SDB), będący także dawnym działaczem FMW.

Czas: Niedziela 29 maja 2011, godz. 12.30
Miejsce: Kościół pod wezwaniem. św. Jacka Odrowąża w Straszynie, ul. Poprzeczna 24.

To zrozumiałe, że nie każdy z nas będzie mógł przybyć na tą Mszę Świętą do Straszyna, ale postarajmy się, chociaż połączyć w tym dniu na modlitwie w intencji naszego Przyjaciela z FMW, lub uczestniczyć w jego intencji w innej Mszy Świętej. W każdym razie podejmujmy podobne inicjatywy i informujmy się o nich nawzajem!

Mariusz A. Roman

[Fot. Archiwum Autora]

wtorek, 24 maja 2011

Solidarność: Wołamy Dość!

W najbliższą środę odbędzie się ogólnopolski protest, zorganizowany przez NSZZ „Solidarność” w szesnastu wojewódzkich miastach. Głównym hasłem dla akcji w całej Polsce jest: "Polityka wasza - bieda nasza".

W Gdańsku protestujący spotkają się 25 maja br. o godz. 14 pod Pomnikiem Poległych stoczniowców, gdzie odbędzie się wiec. Stamtąd przejdą pod Urząd Wojewódzki. przy ul. Okopowej w Gdańsku, aby na ręce wojewody pomorskiego złożyć petycję dotycząca naprawy aktualnej sytuacji w kraju.
darmowy hosting obrazków

Podczas pikiety będą zbierane podpisy pod obywatelskim projektem ustawy o podniesieniu płacy minimalnej. Organizatorzy protestu podkreślają, że mówią: „dość polityce, która doprowadziła do podwyżek cen żywności, paliwa i energii oraz czynszów”. Wzywają jednocześnie rząd do ochrony najuboższych i walki z rosnącą biedą. Domagają się podwyższenia płacy minimalnej, skierowania dodatkowych środków na walkę z bezrobociem, podwyższenia kryteriów dochodowych upoważniających do korzystania z pomocy społecznej, czasowego obniżenia podatku akcyzowego na paliwo.

Okolicznościowy spot wzywający do wzięcia udziału w proteście, patrz poniżej:



(Maro)

[Fot. Archiwum]

wtorek, 17 maja 2011

O Żołnierzach Wyklętych

Dzisiaj (wtorek 17 maja br.) o godz. 17.00 na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego rozpocznie się promocja jednej z najnowszych publikacji poświęconych „Żołnierzom Wyklętym”, wydanej przez białostocki oddział Instytutu Pamięci Narodowej.

Album „W godzinie próby. Żołnierze podziemia niepodległościowego w Białostockiem po 1944 roku i ich losy” jest poświęcony żołnierzom podziemia niepodległościowego, walczącym w Białostockiem po 1944 r. Ta bogato ilustrowana publikacja, zawierająca ponad 500 zdjęć i dokumentów, została przygotowana przede wszystkim w oparciu o materiały archiwalne z zasobu Oddziałowego Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów w Białymstoku.

W pierwszej części zamieszczono materiały archiwalne dotyczące żołnierzy walczących w strukturach dwóch głównych konspiracyjnych nurtów, tj. Okręgu AK - WiN Białystok oraz Okręgu NZW Białystok. Czytelnik znajdzie tu fotografie kadry dowódczej Okręgów, oddziałów, szeregowych żołnierzy oddziałów partyzanckich, a także dokumenty wytworzone przez podziemie, np. rozkazy organizacyjne, dzienniki korespondencyjne, wnioski awansowe, wzory pieczęci, przykładową prasę konspiracyjną. Dokumenty te ukazują zakres działalności i stopień zorganizowania białostockich struktur podziemnych oraz uświadamiają legalność konspiracji zbrojnej jako struktury Polskiego Państwa Podziemnego.

W części drugiej zaprezentowane zostały biografie piętnastu wybranych żołnierzy podziemia niepodległościowego. Ukazują one różnorodność losów i postaw ludzi, którzy w 1944 r. podjęli decyzję o trwaniu w oporze wobec systemu komunistycznego oraz skutki tej deklaracji. Na podstawie raportów funkcjonariuszy UBP/SB oraz dokumentów podziemia można zaobserwować dramatyzm wyborów politycznych, ideowych i moralnych żołnierzy konspiracji zbrojnej.
darmowy hosting obrazków

Lektura dokumentów dostarcza wiedzy o tym, jaką cenę płaciło się za wierność ideałom, za sprzeciw wobec nowych, narzuconych władz, za walkę o suwerenność. W tej części można znaleźć biogramy żołnierzy, którzy za działalność niepodległościową zostali skazani na karę śmierci czy wieloletnie więzienie, a po wyjściu na wolność byli nieustannie inwigilowani, nieraz pozbawiani pracy, szantażowani. Przedstawiono tu również osoby, które dokonały swoistej przemiany wartości i otwarcie przeszły na stronę dotychczasowego wroga.

Prezentowany materiał historyczny odzwierciedla okrucieństwo komunistycznego systemu, stosowane przez organy bezpieczeństwa metody, kombinacje operacyjne, inwigilację, rozpracowywanie oddziałów od środka i ich likwidację, zmuszanie do współpracy.

W dzisiejszym spotkaniu wezmą udział autorki albumu – Anna Chmielewska, Jolanta Drozdowska, Justyna Gogolewska, a także dyrektor oddziału białostockiego IPN, prof. dr hab. Cezary Kuklo wraz z naczelnikiem pionu archiwalnego białostockiego oddziału IPN, Eugeniuszem Kornelukiem.

Spotkanie, zorganizowano w ramach działalności trójmiejskiego Klubu Historycznego im. gen. Stefana Roweckiego „Grota” (klub afiliowany jest przy gdańskim oddziale IPN). Urozmaici je także prezentacja multimedialna, przygotowana przez historyków z pionu archiwalnego gdańskiego oddziału IPN. Będzie można także nabyć wybrane publikacje wydane przez białostocki oddział IPN. Współorganizatorem spotkania jest Wydział Historyczny Uniwersytetu Gdańskiego.

Początek promocji o godz. 17.00, sala 1.47 Wydziału Historycznego UG (ul. Wita Stwosza 55). Wstęp wolny.

(Maro)

[Fot. Archiwum]

poniedziałek, 16 maja 2011

Patron na trudne czasy

13 marca 2002 r. watykańska Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów na prośbę Prymasa Polski – kard. Józefa Glempa ustanowiła św. Andrzeja Bobolę, kapłana i męczennika, drugorzędnym patronem Polski. Św. Andrzej Bobola ma być czczony na równi ze św. Stanisławem Kostką. Głównymi patronami Polski są: Najświętsza Maryja Panna Królowa Polski, św. Wojciech, biskup męczennik, i św. Stanisław, biskup męczennik. Święto św. Andrzeja Boboli w polskim kalendarzu liturgicznym jest obchodzone 16 maja.
darmowy hosting obrazków

"Wśród innych chlubnych przymiotów przede wszystkim błyszczy w Andrzeju Boboli cnota wiary, której moc, zasilana łaską Bożą, z biegiem lat tak w jego duszy zakorzeniła się i rozrosła, że nadała życiu jego osobliwą cechę i dodała mu odwagi do mężnego podjęcia męczeństwa” – tak napisał o nim w trzechsetną rocznicę chwalebnego męczeństwa w maju 1957 r. papież Pius XII w encyklice "Invicti Athletae Christi".

Heroiczny życiorys

Ród Bobolów należał do najstarszych w Polsce. Już w wieku XIII spotykamy Bobolów na Śląsku a od wieku XIV również w Małopolsce, pieczętujących się herbem Leliwa. W wieku XVI należeli Bobolowie do szlachty średnio zamożnej. Wyróżniali się jednak zawsze przywiązaniem do religii katolickiej.

Święty Andrzej Bobola urodził się w roku 1591, prawdopodobnie 29 albo 30 listopada i najprawdopodobniej w miejscowości Strachocina koło Sanoka. W dwudziestym roku życia - po zakończeniu gimnazjum jezuickiego w Braniewie - wstąpił do nowicjatu Towarzystwa Jezusowego w Wilnie. Pod koniec lipca 1613 roku złożył śluby zakonne. W latach 1613-1622 studiował filozofię i teologię w Akademii Wileńskiej - z dwuletnią przerwą, w czasie której odbywał praktykę pedagogiczną w szkołach jezuickich, najpierw w Braniewie a potem w Pułtusku. Święcenia kapłańskie otrzymał 12 marca 1622 roku. Profesję czterech ślubów zakonnych złożył w kościele Świętego Kazimierza w Wilnie 2 czerwca 1630 roku.
darmowy hosting obrazków

A oto stenogramem streszczone lata jego pracy w różnych placówkach zakonu: w latach 1623-1624 był rektorem kościoła, kaznodzieją, spowiednikiem, misjonarzem ludowym i prefektem młodzieży w Nieświeżu. Jako misjonarz o. Andrzej obchodził wioski, chrzcił, łączył pary małżeńskie, godził zwaśnionych. W latach 1633-1635 był moderatorem Sodalicji Mariańskiej wśród młodzieży w Połocku. W roku 1636 został mianowany kaznodzieją w Warszawie. W roku 1637 jest ponownie w Połocku, w latach 1638-1642 w Łomży, potem w Wilnie (1642-1643, 1646-1652).

Na szczególną uwagę zasługuje ostatnie pięciolecie jego życia. Był to niewątpliwie heroiczny okres w życiu Andrzeja Boboli. Z ogromnym poświęceniem - nie dojadając i nie dosypiając - pracował jako misjonarz w okolicach Pińska wśród ludzi wybitnie zaniedbanych. Zasłużył wtedy na zaszczytne przydomki "apostoła Pińszczyzny" i "łowcy dusz". Było jednak wielu takich, których drażniła jego apostolska działalność.

Męczeństwo

Czasy, w których przyszło pracować św. Andrzejowi, były bardzo burzliwe. Nieustanne wojny: z Rosją, ze Szwecją, z Kozakami i Tatarami niszczyły kraj i wyludniały całe okolice. Do napięć politycznych dołączyły się religijne. W "obronie" prawosławnych wystąpił wódz Kozaków, Piotr Konaszewicz, a po nim jeszcze gwałtowniej Bohdan Chmielnicki. Pińsk jako miasto pogranicza Rusi i prawosławia był szczególnie narażony. Zniszczony w roku 1648, odbity przez wojska polskie, w roku 1655 zostaje ponownie zajęty przez wojska carskie, które wśród ludności miejscowej urządziły rzeź. W roku 1657 Pińsk jest w rękach polskich i jezuici mogą wrócić tu do normalnej pracy. Ale już w maju 1657 roku Pińsk zajął ponownie oddział kozacki pod dowództwem Jana Lichego. Najbardziej zagrożeni byli misjonarze: o. Maffon i o. Bobola.

Św. Andrzej Bobola schronił się do Janowa, odległego od Pińska około 30 kilometrów. Stamtąd udał się do wsi Peredił. Dnia 16 maja do Janowa wpadły oddziały i zaczęły mordować Polaków i Żydów. Wypytywano, gdzie jest o. Andrzej. Na wiadomość, że jest w Peredilu wzięli ze sobą jako przewodnika Jakuba Czetwerynkę. Św. Andrzej na prośbę mieszkańców wsi, którzy dowiedzieli się, że jest poszukiwany, chciał wozem użyczonym ratować się ucieczką. Kiedy dojeżdżali do wsi Mogilno napotkali oddział żołnierzy. Zdarto ze świętego suknię kapłańską, na pół obnażonego zaprowadzono pod płot, przywiązano go do słupa i zaczęto bić nahajami, było to na wiosnę. W polu pracowało wielu wieśniaków, którzy byli świadkami. Kiedy jednak ani namowy, ani krwawe bicie nie złamało Męczennika, aby się wyrzekł wiary, oprawcy ucięli świeże gałęzie wierzbowe, upletli z niej koronę na wzór Chrystusowej i włożyli ją na głowę kapłana tak, aby jednak nie pękła czaszka. Zaczęto go policzkować, aż wybito mu zęby, wyrywano mu paznokcie i zdarto skórę z górnej części ręki.
darmowy hosting obrazków

Odwiązali go wreszcie oprawcy i okręcili sznurem, a dwa jego końce przymocowali do siodeł. Tak musiał Święty biec za końmi, popędzany kłuciem lanc. W Janowie był właśnie targ. Tłum zaczął się gromadzić. Przyprowadzono kapłana przed dowódcę. Ten zapytał: „Jesteś ty ksiądz?". „Tak", odparł Święty. „Moja wiara prowadzi do zbawienia. Nawróćcie się". Dowódca zamierzył się szablą i byłby zabił Świętego, gdyby ten nie zasłonił się ręką, która została zraniona. Kapłana zawleczono do rzeźni miejskiej, rozłożono go na stole i zaczęto przypalać go ogniem. Na miejscu tonsury wycięto mu ciało do kości na głowie, na plecach wycięto mu skórę w formie ornatu, rany posypywano sieczką, odcięto mu nos, wargi, wykłuto mu jedno oko. Kiedy z bólu i jęku wzywał stale imienia Jezus, w karku zrobiono otwór i wyrwano mu język u nasady. Potem powieszono Męczennika twarzą do dołu. Uderzeniem szabli w głowę zakończył dowódca nieludzkie męczarnie kapłana dnia 16 maja 1657 roku.

Będę patronem Polski

Po swojej śmierci św. Andrzej upodobał sobie dość nietypowe metody interweniowania w ziemską rzeczywistość. Otóż, niejednokrotnie na przestrzeni dziejów upominał się - za pośrednictwem różnych osób - o krzewienie w Polsce jego kultu. Znawca problemu, jezuita, o. Mirosław Paciuszkiewicz napisał przed kilku laty książkę o znamiennym tytule "Znów o sobie przypomniał", w której czytamy m.in.: "Okazuje się, że Męczennik z Janowa Poleskiego dawał znać o sobie i zobowiązywał, żeby o nim pamiętać. Dwie takie interwencje zasługują na szczególną uwagę. Jedna w kwietniu 1702 roku. We śnie zjawił się Andrzej Bobola ks. Marcinowi Godebskiemu, rektorowi Kolegium Jezuickiego w Pińsku i zażądał, żeby znaleziono jego trumnę i umieszczono ją oddzielnie. Gdy odkryto trumnę, zobaczono ślady straszliwego męczeństwa, ale także jakby świeżo zakrzepłą krew, choć od jego śmierci minęło prawie pół wieku. Wtedy zaczął się kult i podjęto starania o beatyfikację. Drugi raz tak zdecydowanie przypomniał o sobie Andrzej Bobola w 1819 roku, gdy w klasztorze dominikanów w Wilnie ukazał się ojcu Alojzemu Korzeniewskiemu, zapowiadając koniec wielkiej wojny, niepodległość Polski i to, że zostanie jej głównym patronem".

W rzędzie powierników przesłania świętego znaleźli się także współcześni kapłani, zarówno poprzedni proboszcz Strachociny, śp. ks. Ryszard Mucha, jak i obecny - ks. Józef Niźnik. Zdaniem o. Paciuszkiewicza wszystko wskazuje na to, że tajemniczą postacią, objawiającą się przez długi czas obydwu duchownym, był św. Andrzej, którego interwencja okazała się błogosławiona w skutkach. Obecnie Sanktuarium św. Andrzeja znajduje się również w Strachocinie.

Patron na trudne czasy

Jak często zaznacza ks. Mirosław Paciuszkiewicz, współbrat Andrzeja Boboli, cnotę cierpliwości Święty wypracował w stopniu heroicznym, gdyż aż 196 lat od śmierci został beatyfikowany, a po 281 latach - kanonizowany. Bardzo długo czekał też na oficjalne potwierdzenie proroctwa, że zostanie patronem Polski. Nieoficjalnie uważany był za takiego od dawna, zwłaszcza w okresie międzywojennym, gdy jego zwłoki, „wyrwane” przez papieża z komunistycznej Rosji, tryumfalnie powróciły w 1938 r. do Polski. Papież Pius XI zdecydował, że będą one umieszczone w Warszawie, w kaplicy oo. Jezuitów na Rakowieckiej. Dzisiaj jest tam duże sanktuarium.
darmowy hosting obrazków

Biskupi polscy nazwali św. Andrzeja Bobolę patronem trudnych czasów, jako że czasy, w których żył, i czasy, którym patronuje, są takie rzeczywiście. Był niestrudzonym kaznodzieją, który życiem poświadczył swoje przywiązanie do Chrystusa. Jego cnoty kapłańskie i gorliwość są więc znaczące, sięgają bowiem w swym wymiarze ofiary Chrystusowej.

Więcej o świętym Andrzeju Boboli, patrz tutaj.

Polecam również trzy filmy:

Powrót relikwii św. Andrzeja Boboli – 1938, patrz poniżej:









Program TV Puls z cyklu "Widzialne i Niewidzialne" poświęcony św. Andrzejowi Boboli, patrz poniżej:









Wybawca będzińskiego kościoła, patrz poniżej:









Mariusz A. Roman

[Fot. M. Roman i Archiwum]

piątek, 13 maja 2011

Testament Marszałka Piłsudskiego

"Ludzie tacy jak Józef Piłsudski nie przychodzą na świat po to, aby zaświecić jak meteor w nocy i zostawić po sobie mrok. Dani są narodom jako wieczne światło, jako drogowskaz (...) i właśnie za grobem są ich największe zwycięstwa" – pisał po śmierci I Marszałka Polski Jan Lechoń. 12 maja, minęła 76 rocznica śmierci wielkiego patrioty i wizjonera, wskrzesiciela niepodległego bytu państwa polskiego. Życiorys Marszałka jest jednak ogólnie znany, pragnę zatem przywołać jedynie przesłanie, jakie pozostawił w chwili swojej śmierci.
darmowy hosting obrazków

Józef Piłsudski urodził się 5 grudnia 1867 roku, w Zułowie na Wileńszczyźnie. I jak pisała w swoich wspomnieniach żona Marszałka – Aleksandra: „Jego żarliwy patriotyzm Polaka, jego najgłębszy związek z kulturą polską, wyrastał z wielowiekowej tradycji, wiążącej Ziemię Litewską z Polską. (...) Mówił czasem o sobie: „jestem Litwinem”. Brzmiały te słowa w ustach Jego tym samym dźwiękiem – jakim w ustach Adama Mickiewicza brzmiała pierwsza strofa, największego eposu polskiego. „Litwo Ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie”. Gdy wyzwalał mieczem Kresy wschodnie i oswabadzał je od moskiewskiego najazdu, nie chciał ani gwałtem, ani siłą orężną ziemi tej do Polski włączyć. Dał ludności całkowitą swobodę wypowiedzenia swej woli. Nie chciał niczego jej narzucać, tak jak nie chciałby o naszych stosunkach wewnętrznych decydowały czynniki obce”.

O Polskę mocarstwową

Józef Piłsudski – wychowany przez swoją Matkę w kulcie wielkich czynów – żył ideą Polski mocarstwowej. Postanowił, zatem iść śladem Stefana Batorego, Jana Zamojskiego, ks. Piotra Skargi, Władysława IV oraz Jana III Sobieskiego i doprowadzić do ustanowienia w państwie polskim silnej władzy wykonawczej, która usprawniłaby często psujący się mechanizm demokracji parlamentarnej. Dzięki temu zwielokrotniłyby się siły Rzeczpospolitej.

Marszałek doskonale bowiem zdawał sobie sprawę z tego, że Polacy mają szansę przetrwać w tej niezwykle niebezpiecznej części Europy tylko w przypadku, jeśli będą dysponować niepodległym i silnym państwem. Źródłem potęgi tego państwa mieli być wolni obywatele, harmonijnie łączący działalność na rzecz Ojczyzny ze sprawami osobistymi i społecznymi. Tymczasem współczesny Polak, któremu przez przeszło 60 lat wpajano wizję kraju małego, słabego i zależnego, nie zawsze potrafi sobie wyobrazić Polski wielkiej i silnej. Podobnie było w pierwszych latach XX wieku, kiedy późniejszy Marszałek przygotowywał kadry bojowników o Niepodległą Polskę.

Józef Piłsudski widział Rzeczpospolitą w roli mocarstwa regionalnego w Europie Wschodniej – podobnie jak za panowania Jagiellonów. Według tej koncepcji Polacy byliby sfederowani (czy choćby tylko sprzymierzeni) z narodami bezpośrednio sąsiadującymi z nimi od wschodu, wedle staropolskiej zasady „wolni z wolnymi, równi z równymi”. Powstałby wówczas organizm polityczny o tak ogromnym potencjale demograficznym i militarnym, że mógłby skutecznie paraliżować wszelkie dążenia zaborcze, zarówno imperializmu rosyjskiego jak i niemieckiego.

Zorganizowana w ten sposób Rzeczpospolita Wielu Narodów nie musiałaby zabiegać o żadne czcze sojusze, czy to zachodnie czy jakiekolwiek inne. Byłaby ona wówczas zdolna pokierować całym rozwojem tej części Europy, w interesie własnym Polski oraz narodów z nią sfederowanych. W lutym 1919 roku mówiąc o Litwie, Białorusi i Ukrainie Józef Piłsudski stwierdził: „(...) na bagnetach niesiemy tym krajom wolność bez zastrzeżeń”. Niestety, narody te nie zrozumiały doniosłości szansy historycznej i nie poparły (poza Petlurą na Ukrainie) idei federacyjnej Komendanta, co zemściło się później na nich srodze. I mści się do chwili obecnej.

W rezultacie, jak pisze Mieczysław Pruszyński (patrz: Tajemnica Piłsudskiego, Warszawa 1996, s. 196) - w listopadzie 1920 roku Piłsudski przyjął przedstawiciela Tatarów krymskich i oświadczył mu, że Polska na razie nie jest jeszcze niepodległa. „(...) Wszystko to, co zostało zrobione, to tylko torowanie drogi do niepodległości. (...) Polska nie może być naprawdę niepodległa między dwoma kolosami. (...) Dopóki liczne narody pozostaną w jarzmie rosyjskim, dopóty nie możemy patrzeć w przyszłość spokojnie”. Natomiast rozmawiając zimą 1924/1925 w Sulejówku z płk Januszem Głuchowskim, powiedział: „Wy tej Polski nie utrzymacie. Ta burza, która nadciąga jest zbyt wielka. Obecna Polska zdolna jest do życia tylko w jakimś wyjątkowym, złotym okresie dziejów (...) ja przegrałem swoje życie. Nie udało mi się powołać do życia dużego związku federacyjnego, z którym świat musiałby się liczyć”.

Tylko silna Polska

Jesienią 1925 roku w Locarno nastąpiło podpisanie paktu reńskiego, bardzo dla nas niekorzystnego, ponieważ osłabiał nasz sojusz z Francją i zachęcał Niemcy do starań o rewizję granicy z Polską. Mimo to nasz minister spraw zagranicznych – Aleksander Skrzyński, dbały o osobiste uznanie ze strony wielkich tego świata, bez protestu położył pod nim swój podpis, a wróciwszy do kraju bałamucił opinię, dowodząc, że Locarno było dla nas sukcesem. Czynił to z takim powodzeniem (był świetnym mówcą), że powołano go na stanowisko premiera.
darmowy hosting obrazków

Tymczasem Piłsudski zdawał sobie doskonale sprawę z poniesionej w Locarno klęski, zręcznie ukrytej pod pacyfistycznymi frazesami. Następnie Republika Weimarska zawarła z Sowietami pakt o nieagresji (26 kwietnia 1926) przy braku jakiejkolwiek reakcji Francji i Rumunii. Niewątpliwie świadomość powstałego na zachodzie zagrożenia dla Polski stanowiła jedną z przyczyn, które skłoniły Marszałka, aby dwa tygodnie później sięgnąć ostatecznie po władzę.

Przewrót majowy 1926 roku był wymierzony przede wszystkim przeciwko sejmokracji, partyjniactwu, korupcji, wreszcie liberalnej Konstytucji Marcowej 1921 r., stwarzającej i sankcjonującej stan rzeczy, który permanentnie osłabiał Polskę. Sytuacja taka była niezwykle niebezpieczna ze względu na sąsiedztwo dwóch ogromnych wrogich potencjałów demograficzno-militarnych: Związku Sowieckiego i Rzeszy Niemieckiej. Zatem, to przede wszystkim zewnętrzne warunki polityczne II Rzeczpospolitej wpłynęły na koncepcję Józefa Piłsudskiego w kierunku odrzucenia liberalnego modelu demokracji, jako egoistycznego w formie i antynarodowego w treści.

Koszmar wojny z Niemcami

W październiku 1931 roku w Bukareszcie Marszałek którejś nocy zwierzył się oficerowi, pełniącemu przy nim służbę, że tyle niebezpieczeństw grozi Polsce od zewnątrz i wewnątrz, że być może za 10 lat Polska nie będzie istnieć. W 1932 roku polski charge d’affaires w Kairze Mieczysław Maliński, który co dzień rozmawiał z przebywającym tam na urlopie Piłsudskim, wspominał, że był on „głęboko niespokojny, głęboko pesymistyczny, że widział przyszłość w bardzo czarnych kolorach. I było z tych półsłówek jasne, że zawsze upatrywał niebezpieczeństwa tylko z Rosji, że ciągle myślał jakby się z Niemcami dogadać, jakby te stosunki załagodzić, natomiast absolutnie nie wierzył, by jakiś modus vivendi z Rosją był możliwy”. (patrz: W. A. Zbyszewski, Nieznane testimonium o Piłsudskim, „Zeszyty Historyczne”, Paryż 1963, z. 4, s. 51.).

Piłsudski zdając sobie sprawę, że wszystkie jego wysiłki zarówno wobec Republiki Weimarskiej jak i III Rzeszy, podejmowane w celu poprawy stosunków polsko-niemieckich pozostają bez skutków, zdecydował się na całkowitą zmianę frontu. Jeśli III Rzesza zmierzała do rozgrywki siłowej, to należało bezzwłocznie, nie tracąc czasu – póki dysponowano ogromną przewagą sił – zniszczyć hitleryzm w zarodku. Dlatego dwukrotnie – na wiosnę i jesienią 1933 roku proponował Francji przeprowadzenie wspólnymi siłami - wojny prewencyjnej. I Francja dwukrotnie odmówiła. Później podobnie postąpiła Czechosłowacja, która choć zagrożona przez imperializm niemiecki, ale ufna w poparcie Francji i Anglii, nie zgodziła się na wspólną z Polakami akcję antyniemiecką, mogącą odwrócić fatalny rozwój sytuacji.

Hitler jednak poważnie zaniepokojony możliwością wojny prewencyjnej zaproponował Piłsudskiemu zawarcie na dziesięć lat paktu o nieagresji. Piłsudski się zgodził, mimo że oceniał, iż ten pakt zapewni nam spokój ze strony Niemiec nie na dziesięć lat, lecz tylko, co najwyżej cztery. Po zawarciu paktu Marszałek zaprosił prezydenta Mościckiego oraz byłych premierów. Wyjaśniając przyczyny zawarcia paktu, oświadczył, że układ może zapewnić Polsce cztery lata dobrych stosunków z Niemcami, tzn. pokój do 1938 roku. Za więcej lat Komendant nie ręczył.
darmowy hosting obrazków

W ówczesnej coraz trudniejszej sytuacji zewnętrznej Polski – między dwoma sąsiadami nieustannie powiększającymi swe siły zbrojne – Piłsudski uważał każdy rok pokoju z Niemcami za cenny, ponieważ zapewniał istnienie Polsce. Do końca życia będąc przekonanym, że wojna z Niemcami w istniejących warunkach oznaczać będzie koniec państwa polskiego, bo Francja nie przyjdzie nam z pomocą, a Stalin skorzysta z okazji, aby pomścić rok 1920 i odebrać nam kresy wschodnie. „Wojna z Niemcami była koszmarem, który dręczył mego męża nieustannie” – zanotowała w swym dzienniku pani marszałkowa Piłsudska (patrz: Aleksandra Piłsudska, Wspomnienia, Warszawa 1989).

Po śmierci Piłsudskiego, odsunięty od władzy przez Mościckiego i Śmigłego-Rydza, w dniu 2 kwietnia 1939 najwierniejszy i najbliższy współpracownik polityczny Marszałka – Walery Sławek, pozbawił się życia z browninga, którego jeszcze używał w akcjach bojowych w latach 1906-1908. Samobójstwo popełnił o godzinie 20.45 to jest tej samej, o której zakończył życie ukochany Komendant. Przez lata doszukiwano się różnych przyczyn tego samobójstwa. Najbardziej trafną wydaje się jednak opinia Bogusława Miedzińskiego, który dostrzegł związek między śmiercią Sławka a zbliżającą się wojną.

Miedziński zwrócił uwagę na fakt, że Sławek popełnił samobójstwo po udzieleniu Polsce gwarancji przez rząd brytyjski, „(...) W chwili wyjazdu Becka do Londynu, celem nie tylko przyjęcia, ale rozwinięcia tych gwarancji w sojusz dwustronny, co wiadomo Hitler potraktował jako casus belli. (...) Widział nadciągającą losową chwilę dla Polski i nie miał, nie widział, nie czuł dla siebie miejsca” (patrz: B. Miedziński, Ze wspomnień o Walerym Sławku, „Zeszyty Historyczne”, Paryż 1973, z. 23, s. 153).

Ostatnie przesłanie

Bohdan Urbankowski swoje dwutomowe opracowanie pt. „Józef Piłsudski – marzyciel i strateg” kończy dokładnym opisem ostatniej woli zmarłego Marszałka. „(...) Dwa dni po zgonie Piłsudskiego znaleziono kartkę pisaną niewyraźnym już pismem, tak jakby rękę już prowadziła śmierć. Ta „ostatnia”, a jakby już pośmiertna wola, to wspomniany już testament Piłsudskiego. Jest to jeden z najdziwniejszych, najbardziej niesamowitych tekstów. W jego słowach mieści się już wszystko: choroba i wielkość, słuszna duma i dziecinna słabość. Zacytujmy go tutaj w całości:
darmowy hosting obrazków

„Nie wiem czy zechcą mnie pochować na Wawelu. Niech! Niech tylko moje serce wtedy zamknięte schowają w Wilnie, gdzie leżą moi żołnierze, co w kwietniu 1919 roku mnie jako wodzowi Wilno jako prezent pod nogi rzucili. Na kamieniu czy nagrobku wyryć motto wybrane przeze mnie dla życia:

„Gdy mogąc wybrać, wybrał zamiast domu
Gniazdo na skałach orła, niechaj umie
Spać, gdy źrenice czerwone od gromu
I słychać jęk szatanów w sosen szumie
Tak żyłem.”

A zaklinam wszystkich, co mnie kochali sprowadzić zwłoki mojej matki z Sugint Wiłkomirskiego powiatu do Wilna i pochować matkę największego rycerza Polski nade mną. Niech dumne serce u stóp dumnej matki spoczywa. Matkę pochować z wojskowymi honorami ciało na lawecie i niech wszystkie armaty zagrzmią salwą pożegnalną i powitalną tak, aby szyby w Wilnie się trzęsły. Matka mnie do tej roli, jaka mnie wypadła chowała. Na kamieniu czy nagrobku mamy wyryć wiersz z "Wacława" Słowackiego zaczynający się od słów:

„Dumni nieszczęściem nie mogą (tak jak inni iść tą samą drogą – przyp. autora)”

Przed śmiercią Mama kazała to po kilka razy dla niej czytać”.
darmowy hosting obrazków

Tak też się stało, w swoich wspomnieniach Aleksandra Piłsudska pisała: „(...) Ciało spoczęło na Wawelu, a serce u stóp matki na Rossie, wśród żołnierskich grobów. Jak słyszałam, do dawnych mogił z walk 1919 r. przybyły potem groby żołnierzy, którzy starali się Wilno obronić przed bolszewikami w roku 1939 i groby żołnierzy, którzy polegli w walce o Wilno w 1944 roku. Mój mąż kochał Wilno i czuł z nim głęboki związek. Gdy rozmawiał ze mną o granicach Rzeczpospolitej, nazywał je „granicami minimalnymi” i dodawał zawsze: „Ani piędzi ziemi mniej, a kto mnie kocha, niech broni Wilna, aby nie dostało się w obce ręce”. Dziś patrząc na los ziemi kresowej pytam siebie, czy mąż mój, który chciał mieć wyrytą nad sercem swym tę tragiczną strofę, miał przeczucie, że po latach nad grobem Matki i Syna szumieć będą w bolesnej żałobie sosny wileńskie, płaczące nad utraconą wolnością. Słowa ukochanego przez męża poety zawierają w sobie najpełniejszą charakterystykę życia i walki o wolność, którą wiódł Józef Piłsudski”.

Aleksandrze Piłsudskiej nie było już dane pojechać nigdy po wojnie do Wilna, gdyby tam była, napisałaby jeszcze w swoich wspomnieniach o kulach sowieckich, których ślady pozostały na granitowej płycie poświęconej pamięci Matki i Serca Syna. Napisałaby również o tym, że leżą tam także obok serca jej męża – Ci, którzy pełnili przy nim ostatnią wartę. Nikt ich z tej warty nie zwolnił, a oni nie pierzchli nawet wtedy, kiedy czołgi sowieckie w dniu 18 września 1939 próbowały wjechać szosą mińską, biegnącą obok cmentarza, do Wilna. Oddali życie przy mauzoleum, którego strzegli do końca… Dzisiaj przy tej płycie nie ma wojskowej warty, choć nikt, nigdy tego posterunku nie kazał zlikwidować!

Patrz również:

Marszałek Piłsudski wyjaśnia przyczyny swej interwencji w maju 1926 roku. Scena z filmu Ryszarda Filipskiego "Zamach stanu", patrz poniżej:



Marszałek Piłsudski i polityka Polski względem Hitlera. Scena z serialu Andrzeja Trzos-Rastawieckiego "Marszałek Piłsudski", patrz poniżej:



Marszałek Piłsudski i Jego wizja przyszłości Polski po Jego śmierci. Scena z filmu Ryszarda Filipskiego "Zamach stanu", patrz poniżej:



Mariusz A. Roman

[Fot. Archiwum]

poniedziałek, 9 maja 2011

Relacja z pielgrzymki beatyfikacyjnej

Spotkania z Ojcem Świętym były dla nas z żoną zawsze ogromnym przeżyciem – nigdy nie spotkało nas w życiu, nic bardziej wzniosłego. Praktycznie wzrastaliśmy i kształtowaliśmy swoje osobowości w cieniu pontyfikatu Papieża Polaka. Nie mogło nas, zatem zabraknąć podczas uroczystości beatyfikacyjnych w Rzymie. Stąd nasz udział w pielgrzymce do Włoch.
darmowy hosting obrazków
Trud pielgrzymowania rozpoczęliśmy w nocy z 27 na 28 kwietnia br. Media skutecznie wystraszyły spore rzesze chętnych, tak że nasza grupa pielgrzymkowa powstała z połączenia trzech mających powstać pierwotnie. Autokar zabiera nas zatem spod kościoła św. Mikołaja w Gdyni o godz. 23.15 i jedzie do Rumi, gdzie dosiadają się pielgrzymi z dwóch salezjańskich parafii. Krótka modlitwa i wszyscy próbują zasnąć w autokarze...

Mariazell – Werona - Piza

Jedziemy przez całą Polskę i Czechy na pierwszy nocleg w przepięknie położonej blisko 1000 m nad poziomem morza alpejskiej miejscowości Annaberg. Tutaj urzekają nas przepiękne widoki Alp w Austriackim Wielkim Kanionie, uczestniczymy również w mszy świętej we wspaniałym gotyckim kościółku, do którego klucze zabezpieczyła właścicielka hoteliku Sporthotel – Polka z Krakowa.

Z samego rana w piątek 29 kwietnia pobudka i górzystą trasą Via Sacra jedziemy do jednego z najważniejszych ośrodków kultu maryjnego w Europie – austriackiego Mariazell. Podziwiamy kolejną malowniczo położoną w górach miejscowość oraz Sanktuarium Madonny nazywanej Wielką Matką Łaskawą Austrii, Możną Panią Węgier oraz Matką Narodów Słowiańskich. Odprawiamy uroczystą mszę przy ołtarzu cudownej figury, przy której przez blisko 30 lat, modlono się o wyzwolenie spod jarzma komunizmu narodów Europy Środkowej. Większość zabiera ze sobą cudowną wodę ze źródełka cudami słynącymi, ostatnie zdjęcia przy nieco modernistycznym pomniku Jana Pawła II górującym nad lokalnym parkingiem i ruszamy w dalszą drogę do Włoch.
darmowy hosting obrazków

Nocujemy z piątku na sobotę w hotelu „La Carica” we włoskiej miejscowości Pastrengo. Tutaj spotykamy inną grupę pielgrzymkową z Gdyni z kościoła św. Andrzeja Boboli. Zresztą na trasie wciąż mijamy autokary z Polski udające się na beatyfikację do Rzymu. Obsługa hotelowa, ale także przypadkowo spotykani Włosi, są bardzo mili, pozdrawiają nas, zapewniają także o swojej miłości do papieża – naszego rodaka.

Rano wyjazd kolejne kilkaset kilometrów, po drodze zwiedzamy Weronę oraz Pizę z jej krzywą wieżą oraz wspaniałą katedrą. W jednej z bocznych naw katedry odprawiamy mszę świętą i wyruszamy w dalszą drogę na obiadokolację do hotelu oddalonego zaledwie 180 km od Rzymu. Tam wchodzimy do swoich pokoi jedynie po to, aby się przebrać i odebrać pakiety śniadaniowe. O godz. 21.15 wyruszamy w dalszą drogę do Wiecznego Miasta.

Beatyfikacja i Dziękczynienie

Do Rzymu dotarliśmy późnym wieczorem w sobotę 30 kwietnia 2011 i od razu udaliśmy się w stronę Placu św. Piotra. Okazało się jednak, że wejścia są zamknięte, a jedyne czynne znajdowało się od strony Castello Sant’Angelo. Gdy tam dotarliśmy napotkaliśmy już całe rzesze pielgrzymów. Ponieważ na Plac św. Piotra nikt nie mógł wejść „rozbiliśmy się” obozem na środku ulicy. Przed drugą w nocy, zebrani pielgrzymi jednak zaczęli się przemieszczać i jak się później okazało był to początek wielogodzinnego marszu wzdłuż arterii via Conciliazione. Wiele godzin nocnych spędziliśmy stojąc. Wśród pielgrzymów (widoczna na zdjęciu) flaga katolickiej i monarchistycznej Francji z symbolem serca z krzyżem – znakiem oporu wobec idei rewolucji francuskiej.
darmowy hosting obrazków

Czas jednak mijał, przyszedł świt, a nasza grupa rozerwana przez rzesze pielgrzymów z różnych krajów niewiele posunęła się do przodu... Jednak nad ranem, w niedzielę 1 maja 2011 nasza cierpliwość została nagrodzona. Po godz. 5. 30 bramki na Plac św. Piotra zostały otwarte i udało nam się dostać dość blisko ołtarza, gdzie po kilku godzinach oczekiwania uczestniczyliśmy w uroczystościach beatyfikacyjnych.

W niedzielę Bożego Miłosierdzia, w święto ustanowione przez Jana Pawła II, po raz pierwszy od ponad 1000 lat papież wyniósł na ołtarze swego bezpośredniego poprzednika. Cyt.: "Zgadzamy się, aby Czcigodny Sługa Boży Jan Paweł II, papież, od tej chwili nazywany był Błogosławionym, a jego święto obchodzone mogło być w miejscach i zgodnie z regułami ustalonymi przez prawo 22 października każdego roku” - powiedział papież Benedykt XVI. Na placu przed bazyliką św. Piotra zapanowała wielka radość.
darmowy hosting obrazków

Wyrażaliśmy te uczucia w rozmaity sposób. Wraz z naszą grupą cieszyły się dziesiątki tysięcy pielgrzymów z całego świata. Tuż obok nas cieszyła się grupa polonijna z USA ubraną w tradycyjne, góralskie stroje. Wciąż spotykaliśmy różnych znajomych z Polski. Na zdjęciu z Ks. Nikosem (dawniej wikary w parafii św. Mikołaja w Gdyni), który jako misjonarz odbył pieszą pielgrzymkę z Gdyni do Rzymu. Obecnie pracuje w diecezji kieleckiej.
darmowy hosting obrazków

Tego dnia ambitny plan zwiedzania po beatyfikacji Rzymu nie wypalił z uwagi na zmęczenie całonocnym czuwaniem i słonecznym żarem na placu św. Piotra podczas beatyfikacji. Z trudem opuszczamy plac i blisko godzinę przebijamy się do swoich w umówione miejsce, jeszcze ok. km wędrówki do stacji metra i udajemy się na zasłużony odpoczynek w hotelu Palacavicchi przy Via Campino na obrzeżach miasta.

Następnego dnia w poniedziałek 2 maja br. ok. 150 tys. osób zgromadziło się na placu św. Piotra, by podziękować za beatyfikację Jana Pawła II. Dominowali Polacy, a wśród nich nasza grupa. Tego dnia nie ma już takiego ścisku. Na plac wchodzimy praktycznie płynnie, choć czym bliżej uroczystej mszy, tym ścisk coraz większy. Po zakończonej liturgii próbujemy dostać się do Bazyliki by oddawać hołd bł. Janowi Pawłowi II, którego trumna od niedzieli stała przed konfesją św. Piotra.
darmowy hosting obrazków

Panuje tradycyjny włoski chaos, nie wiadomo którędy służby porządkowe zdecydują się wpuszczać wiernych do Bazyliki św. Piotra. Kilka razy przemieszczamy się wraz z tłumem po placu, tym razem jednak staramy się, aby nasza grupa była zwarta, chociaż i tak w tłumie zostajemy porozbijani na mniejsze grupki. Jednak tym razem jesteśmy wyposażeni w radia, przez które słyszymy naszą panią przewodnik oraz widzimy uniesiony w tłumie jej czarny parasol.

Udaje się nam w większości zebrać po przejściu kontroli przy schodach do Bazyliki, do której wchodzimy dokładnie o godz. 15. 00 (godzina Miłosierdzia) by oddać cześć wielkiemu papieżowi i Polakowi. Do poniedziałkowego popołudnia cześć oddało mu ok. 350 tys. osób. Wieczorem trumnę przeniesiono do kaplicy św. Sebastiana. Spoczęła za białą marmurową płytą z napisem „Beatus Ioannes Paulus PP. II" (Błogosławiony Jan Paweł II, papież).
darmowy hosting obrazków

Godzinę później cała nasza grupa w komplecie udała się na zwiedzanie Rzymu, przechodząc obok kolejki (długiej na wiele kilometrów) wiernych pragnących wciąż dostać się do Bazyliki. Do wieczora chodzimy po Rzymie wśród tłumów pielgrzymów, wciąż spotykamy polskie grupy. Podziwiamy wspaniałe zabytki m.in. Panteon i Coloseum. W sumie przeszliśmy blisko 10 km Niestety zabrakło sił na dotarcie do hiszpańskich schodów.

Orvieto – Rimini - Wenecja

Po kolejnym noclegu opuszczamy we wtorek 3 maja br. Wieczne Miasto udając się w drogę powrotną do Polski. Jednak po drodze jedziemy do położonego w Umbrii – zielonym sercu Italii – Orvieto. Zwiedzamy przepiękne średniowieczne miasteczko, w którym dla upamiętnienia Cudu Eucharystycznego z pobliskiego Bolsano, na polecenie papieża Urbana IV w 1290 roku rozpoczęto wznoszenie najpiękniejszej gotyckiej katedry we Włoszech (budowa trwała blisko 300 lat) oraz ustanowiono święto Bożego Ciała. Następnie jedziemy kolejne 150 km i udajemy się do hotelu przepięknie położonego nad Adriatykiem w Rimini. Po drodze podziwiamy z okien autokaru oddalone o kilkanaście km San Marino położone na charakterystycznym wzniesieniu.
darmowy hosting obrazków

Pobyt nawet tych kilku godzin nad morzem wspaniale regeneruje siły pątników. W środę 4 maja br. udajemy się w dalszą drogę tym razem w kierunku Wenecji. Tam poza tradycyjnym spacerem po wąskich uliczkach miasta na wodzie, zwiedzania Bazyliki św. Marka, gdzie w podziemiach odprawiamy mszę świętą, udaje się nam również odbyć wycieczkę stateczkiem na dwie wysepki okalające Wenecję: Burano oraz Murano. Późnym wieczorem (tym razem bez noclegu) wyruszamy w drogę powrotną przez północne Włochy, Austrię i Niemcy do Polski. Do Gdyni docieramy wieczorem w czwartek 5 maja br.

Większość trasy podczas całej pielgrzymki spędzamy śpiąc, oglądając filmy o św. Franciszku, św. Antonim i inne lub wspólnie, a niekiedy indywidualnie modląc się. Mamy wspaniałą opiekę duchową trzech kapłanów: Macieja Sobczaka z Gdyni oraz dwóch księży Salezjanów z Rumi: Józefa Balawandera i Michała Kolleka, którym towarzyszy siostra salezjanka: Mariola Osemlak wspaniale prowadząca śpiewany różaniec oraz nabożeństwo majowe. Ogromne podziękowania należą się dla panów kierowców: Marcina i Tomasza (z firmy Euro Tours), którzy serwowali nam na postojach gorące oraz zimne napoje. Szczególne podziękowania należą się pani Ewie Giszcz, naszej przewodniczce, doskonale znającej język włoski – co niekiedy bywało bardzo przydatne.

Polecam trzy króciutkie filmy ukazujące:

Przygotowanie do uroczystej beatyfikacji w Rzymie, patrz poniżej:






Moment samej beatyfikacji, patrz poniżej:






Pozdrowienia papieża Benedykta XVI skierowane do pielgrzymów z Polski, patrz poniżej:






Mariusz A. Roman

[Fot. oraz Filmy - M. Roman]