poniedziałek, 30 marca 2009

Odkrywał przed nami arkana historii

Śmierć prof. Pawła Piotra Wieczorkiewicza jest niepowetowaną stratą dla polskiej historiografii. Odszedł erudyta, publicysta, popularyzator historii, miłośnik strategicznych gier komputerowych i literatury pięknej. Człowiek wielkiego serca, kultury i dowcipu, który cieszył się wielką popularnością wśród studentów. Historyk stawiający odważne tezy badawcze, rewidujący mity i otwarcie przedstawiający swoje poglądy w mediach. Miał 61 lat.
Profesor Wieczorkiewicz był absolwentem warszawskiego liceum im Mikołaja Reja, a studia historyczne ukończył w Uniwersytecie Warszawskim pod kierunkiem wybitnego znawcy dziejów Rosji, profesora Ludwika Bazylowa. Tutaj też doktoryzował się (1976) i habilitował (1993). Wykładał na UW oraz w Akademii Humanistycznej w Pułtusku. Współpracował z Muzeum Historii Polski od chwili jego powstania w 2006 roku.
Historyk wszechstronny
Był znakomitym znawcą dziejów Rosji, Związku Sowieckiego i PRL. Tematem jego pracy doktorskiej były dzieje Królestwa Polskiego w ostatnich latach przed wybuchem I wojny światowej. Na długo zanim jeszcze zlikwidowano cenzurę, zajął się dziejami Rosji Sowieckiej okresu stalinowskiego. Pełne owoce tych badań przyniosły publikacje, które ukazały się po 1989 roku. Jego dzieło życia stanowi obszerna monografia „Łańcuch śmierci: czystka w Armii Czerwonej 1937 – 1939” (2001), dająca pełny – oparty na rzetelnej kwerendzie w archiwach rosyjskich – obraz przebiegu Wielkiej Czystki w szeregach armii sowieckiej. Swój pogląd na najnowsze dzieje Polski przedstawił w pracy: „Historia polityczna Polski 1935 – 1945” (2005).
Od lat zajmował się również dziejami wojskowości, zwłaszcza marynarki wojennej. Jego dwutomowa synteza: „Historia wojen morskich” (1995), dziś trudna do zdobycia, stanowi przedmiot zażartych internetowych aukcji. Był współpracownikiem wielu pism m.in.: „Morza”, „Wojskowego Przeglądu Historycznego” oraz „Nowej Techniki Wojskowej”. Widzowie znali go z wielu programów TVP. Przyciągał m.in. rzesze miłośników historii przed ekrany telewizji Kino Polska, gdzie prowadził cykl „Poprawka z historii”, w którego ramach przybliżał zarówno historyczne tło prezentowanych filmów, jak i uwarunkowania w jakich one powstawały.
Historyk niepokorny
Profesor Wieczorkiewicz był ewenementem, odważnie głoszącym alternatywne tezy w polskiej historiografii. Uważał m.in., że Polska w 1939 nie powinna dać się wciągnąć w zgubny sojusz z Wielką Brytanią, który wystawiał ją na uderzenie Hitlera. Armia Czerwona nie była dla niego wyzwolicielką, lecz okupantem. Miał stosunek krytyczny do operacji „Burza” oraz wybuchu Powstania Warszawskiego. W debacie publicznej, otwarcie przyznawał, że nie pogodził się z utratą Wilna i Lwowa. Wielokrotnie przestrzegał przed sowieckimi, a dziś rosyjskimi agentami. Sugerował, że wielu z nich to tzw. matrioszki, czyli agenci wcielający się w rolę Polaka. Konkretnie, chodziło o kombinację, w której rosyjski sobowtór zastępował fizycznie obywatela polskiego. - To mniej więcej to samo, co pokazano w filmie: „Stawka większa niż życie”- powiedział dla „Rzeczpospolitej” w wywiadzie pod jakże wymownym tytułem: „Napiszmy historię Polski od nowa”.
Wywiad, choć przeprowadzony dwa lata wcześniej, opublikowany został już po jego śmierci, tym samym stał się Jego swoistym pośmiertnym credo. Czytamy w nim m.in.:
- (...) Polscy historycy to grupa skostniała intelektualnie. Oskarżam polskich historyków o brak wyobraźni i elastyczności, o niemożność oderwania się od schematów. A w pokoleniu 60-latków są to schematy wypracowane w PRL. Wszyscy jesteśmy ich więźniami. Powtarzamy w kółko stereotypowe, błędne sądy i przekazujemy je naszym wychowankom. Środowisku polskich historyków potrzebny jest silny, ozdrowieńczy wstrząs. Może byłby nim proces lustracyjny.
Na pytanie o to, jaki powinien być dobry historyk, odpowiadał w tym samym wywiadzie:
- Powinien być otwarty na nowe koncepcje. Powinien do badanych problemów podchodzić na nowo, odrzucając wszystko, co napisano w PRL. Powinien stawiać najbardziej szalone tezy i pytania, bo w szaleństwie jest zalążek geniuszu. Praca historyka polega na zadawaniu pytań, a nie powtarzaniu w kółko tych samych odpowiedzi. Mój postulat jest następujący: wymażmy całkowicie całą pisaną historię Polski po 1939 roku i napiszmy ją od nowa!
(za: Piotr Zychowicz, Niepublikowany wywiad z prof. Pawłem Wieczorkiewiczem, „Rzeczpospolita”, 28-29 marca 2009.)
Uczestnik debaty publicznej
Wielokrotnie profesor zabierał również głos w sprawach społecznych, nie stroniąc od ocen politycznych. Przy czym, nie bał się mówić tego co myśli. Gdy uważał, że ma słuszność, to nie przejmował się żadnymi konwenansami, poprawnością polityczną czy towarzyską. W wywiadzie przeprowadzonym dla kanału Fronda TV skrytykował w ostatnim czasie brak historycznego myślenia u premiera Donalda Tuska, skąd inąd historyka z wykształcenia. Mówił o nim wprost:
- Pan Donald Tusk myśli tak jakby wczoraj w ogóle nie było historii i nie będzie jej też jutro. Taki spóźniony uczeń tego szarlatana Fukuyamy.
Na miesiąc przed śmiercią, zdążył jeszcze wyrazić swój pogląd na temat pomysłu redukcji nauczania historii i literatury zaproponowanej przez MEN, nazywając go obłędnym. W komentarzu dla „Gościa Niedzielnego” pisał m.in.:
- Cofnie to polską młodzież do poziomu sprzed kilkudziesięciu lat. To zmiana w kierunku odmóżdżenia i odhumanizowania młodego pokolenia. MEN próbuje w zamian stworzyć pokolenie techników. Techników, podkreślam, nie technologów. Podobne działania były już podejmowane w PRL-u. Wtedy też promowano szkolnictwo zawodowe kosztem ogólnego. Do niczego dobrego to nie prowadziło. (...) Pani minister Hall działa w interesie lobby przedmiotów ścisłych, ale wbrew elementarnym interesom społecznym i narodowym. Podobne działania są podejmowane już od jakiegoś czasu. Doprowadzi to do tego, że staniemy się społeczeństwem zatomizowanym i wykorzenionym. Może chodzi o to, żeby Polacy w Europie doskonale się integrowali? Nie wiem. Wiem jednak, że w rzeczywistości Polacy potrafią najlepiej funkcjonować w miejscach, gdzie czują pewną swoją siłę. W Wielkiej Brytanii i Irlandii Polacy potrafią pokazać miejscowym, że nie wypadliśmy sroce spod ogona, że mamy swoją historię, literaturę i kulturę. (...)
(za: Paweł Wieczorkiewicz, Odhumanizowanie młodego pokolenia, „Gość Niedzielny”, Nr 07/2009 z 15 lutego 2009.)
Mariusz A. Roman
___________________________________________________________________________
Profesor Paweł Piotr Wieczorkiewicz zmarł po długiej i ciężkiej chorobie 23 marca br. i zostanie pochowany w dniu 31 marca. Uroczystości rozpoczną się o godzinie 12:00 w Domu Pogrzebowym na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach.
Cześć Jego Pamięci !

Fronda TV: O polskiej polityce i historii mówi prof. Wieczorkiewicz

wtorek, 24 marca 2009

Gdynia: Promocja kolejnej książki o Wałęsie

W najbliższy piątek 27 marca 2009 r. o godz. 17:30 w Cechu Rzemiosła i Przedsiębiorczości w Gdyni, przy ul. 10 Lutego 33, (sala na I piętrze) odbędzie się spotkanie z Pawłem Zyzakiem - autorem biografii politycznej pt. „Lech Wałęsa – idea i historia”. Spotkanie poprowadzi dr Sławomir Cenckiewicz, a udział w dyskusji weźmie Krzysztof Wyszkowski. Organizatorem jest Klub "Gazety Polskiej" w Gdyni.
„Lech Wałęsa - idea i historia. Biografia polityczna legendarnego przywódcy "Solidarności" do 1988 roku” - jest pierwszą biografią polityczną jednego z najbardziej znanych Polaków. Autor próbuje z różnych perspektyw uchwycić mentalność tytułowego bohatera i konfrontując ją z szeregiem faktów historycznych, pokazać czytelnikowi, kim rzeczywiście był Lech Wałęsa - jako człowiek i jako polityk. Raz jeszcze odsłania przed nami przełomowe i dramatyczne wydarzenia z lat 1970, 1980, 1981 i 1988. Przypomina wiele ważnych, choć zapomnianych faktów, istotnych z punktu widzenia polskiego noblisty.
darmowy hosting obrazków
Książka świeżo upieczonego absolwenta Wydziału Historii UJ, 25-letniego Pawła Zyzaka została napisana pod kierunkiem prof. Andrzeja Nowaka, redaktora naczelnego konserwatywnego miesięcznika ARCANA. O publikacji zrobiło się głośno w mediach na długo przed jej wydaniem, za sprawą drukowania jej fragmentów, właśnie na łamach „ARCANÓW" (nr 79 ze stycznia 2008 r.). Ukazał się wtedy tekst pt. „Dzieciństwo i młodość Lecha Wałęsy”, z którego wyciekła najbardziej sensacyjna informacja o nieślubnym synu przywódcy z 1980 roku – Grzegorzu.
Domniemany syn Wałęsy, utopił się niedługo po swoim urodzeniu. Jego losem nigdy nie zainteresował się biologiczny Ojciec, a wychowywała go samotnie - jego matka Wanda, wcześniej sympatia Lecha Wałęsy. Autor w swojej książce przytacza relacje wielu osób z rodzinnych stron Wałęsy na Kujawach, którzy potwierdzają te rewelacje. Zaprzeczył im jednak sam Lech Wałęsa. Choć nie wszystkie informacje Zyzaka uznał za kłamliwe. Przyznał się bowiem, że miał sympatię o imieniu Wanda, ale stanowczo odrzucił sugestię, że miał z nią dziecko.
Informacje o nieślubnym synu Lecha Wałęsy to nie jedyne rewelacje, jakie zawiera w swojej pracy Paweł Zyzak. Autor obala w niej także wiele innych mitów związanych z Wałęsą. Na przykład taki, że Lech Wałęsa nie mógł przyjechać do Gdańska pociągiem z miejscowości Dobrzyń nad Wisłą, o czym był prezydent pisze w swojej autobiograficznej książce "Droga nadziei". Zyzak zdemaskował kłamstwo, bo ustalił, że w Dobrzyniu nigdy nie było torów kolejowych.
Praca Zyzaka jest kolejną, ukazującą się ostatnio książką o Lechu Wałęsie. Po burzy, jaką wywołała monografia „SB a Lech Wałęsa” Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczykatym, mamy teraz okazję zapoznania się z zupełnie świeżym spojrzeniem przedstawiciela nowego pokolenia, piszącego o epoce Solidarności. Książkę będzie można nabyć m.in. podczas piątkowego spotkania w Gdyni.

O bodaj największej aferze w III RP związanej z prezydentem Wałęsą, patrz film: Lech Wałęsa Zaginione Dokumenty.



Mariusz A. Roman

sobota, 21 marca 2009

Wiosenne topienie generała – Sopot 1988

Pierwszy dzień wiosny - 21 marca 1988, trójmiejska młodzież z opozycyjnych organizacji, takich jak Wolność i Pokój, Federacja Młodzieży Walczącej czy Niezależne Zrzeszenie Studentów postanowiła uczcić happeningiem, którego centralnym punktem miało być utopienie Marzanny, czyli kukły gen. Jaruzelskiego. Sopocki happening został poprzedzony licznymi aresztowaniami działaczy WiP, do których doszło 20 marca. ZOMO nie udało się jednak spacyfikować samej akcji.
21 marca 1988 r. w pierwszy dzień wiosny o umówionej godzinie zwarta grupa młodych osób, w czapkach muchomorach, czapkach kwiatkach, okularach płetwonurków itp., nad głowami której wznosiły się transparenty „Niech żyje węgorz”, „Precz z centralną rybną” i „Ryby tak!, Wypaczenia nie!”, ruszyła w dół sopockiego deptaka. W takt gwizdków i wybijanych przez bęben rytmów śpiewano piosenki. U dołu deptaka zatrzymano się. W półkolu wznoszono okrzyki i przyśpiewki oraz odegrano skecz wyławiania z morza ostatniego węgorza. Węgorzem był jeden z młodych ludzi ubrany m.in. w płetwy, okulary płetwonurka i sieć. Z powodu zmasowanych sił ZOMO i MO w rejonie deptaka około 100 młodych ludzi zebrało się na plaży za Grand Hotelem. SB zanotowała: „Niektórzy z nich wyjęli spod płaszczy elementy, z których zmontowali kukłę ucharakteryzowaną na przywódcę państwa. W wyniku natychmiast podjętych działań kukłę odzyskano”. (Meldunek nr 109, Gdańsk 21.03.1988 r., AIPN Gd IPN Gd 0027/3842, t. IX, k. 78.).
darmowy hosting obrazków
W wyniku poczynionych ostatnio ustaleń, kukłę gen. przygotowali: Janusz Waluszko z Ruchu Społeczeństwa Alternatywnego oraz Krzysztof Figiel z Solidarności Młodych. Udało się ją niemal „cudem” przetransportować i zamelinować już dzień wcześniej w Sopocie. Uczestniczyłem osobiście w tym happeningu, i z tego co pamiętam Sopot w pierwszym dniu wiosny był sterroryzowany ZOMO-wcami. Dlatego też, sama kukła pojawiła się dopiero na plaży w okolicach Grand Hotelu. Wokół kukły zrobiliśmy mur z ciał, trzymając się pod pachy i w ten sposób udało się nam dojść do morza i utopić ją. Tradycji stało się zadość!!!
darmowy hosting obrazków
Wtedy milicjanci przystąpili do szturmu i pałowania, wcześniej jedynie się przyglądali akcji i szli wciąż za nami. Wyłowili także utopioną wcześniej kukłę generała z morza. Wiele osób zostało zatrzymanych, ale też wiele ratowało się ucieczką w kierunku łazienek na plaży w Sopocie i następnie stacji kolejki PKP w Kamiennym Potoku. Mnie akurat udało się zbiec, choć milicjanci gonili nas kilka kilometrów.
darmowy hosting obrazków
Pokłosie tej imprezy, to nie tylko zatrzymania i kolegia. Mniej szczęścia miał Tadeusz Trocki, działacz FMW (Rumia). Próbował się on wyrwać ZOMO-wcom, w rezultacie został brutalnie poturbowany, a podczas ogólnej szarpaniny spadła czapka jednemu z milicjantów. Wykorzystano ten fakt do oskarżenia go o „naruszenie cielesności i pobicie funkcjonariusza na służbie”. Prowadzono wobec niego postępowanie, a następnie proces, który toczył się jeszcze kilka miesięcy przed Sądem Rejonowym w Sopocie. Trocki w jego wyniku otrzymał grzywnę i wyrok w zawieszeniu.
darmowy hosting obrazków
Utopienie kukły Jaruzelskiego, stało się głośne w całym Trójmieście a nawet Polsce, i to paradoksalnie w wyniku represji zastosowanych przez organy porządkowe wobec uczestników happeningu. O zajściu sopockim poinformowało m.in. Radio Wolna Europa. Pomimo tego, że władza komunistyczna starała się konsekwentnie nie dopuścić do obrazy „czołowej osobistości państwowej”, to obnażyła jedynie determinację i skalę oporu wśród młodego pokolenia. Pokolenia, które stawało się siłą napędową całej opozycji. To właśnie młode pokolenie, a nie „starzy”, coraz bardziej wypaleni działacze, zorganizowali strajki 1988. w stoczni, Uniwersytecie Gdańskim i protesty poparcia w szkołach. Nasze działania wymykały się wówczas nie tylko spod kontroli komunistycznych władz, ale i podziemnej „Solidarności”. I tego się pewnie jedni i drudzy wystraszyli, doprowadzając do porozumienia przy tzw. „okrągłym stole”.
Mariusz A. Roman
Na załączonych zdjęciach: Jeden z plakatów (szablon), informujących o planowanym happeningu w Sopocie; Młodzież z uwagi na duże siły ZOMO zgromadzone na molo, przeszła na plażę - jestem widoczny na zdjęciu - centralnie w kurtce moro; Wokół kukły młodzież zrobiła mur z ciał, trzymając się pod pachy; Topienie kukły Jaruzelskiego (Marzanna) - pierwszy dzień wiosny 1988; Moment zatrzymania Tadeusza Trockiego, brutalnie poturbowanego a później oskarżonego o pobicie milicjanta.

piątek, 20 marca 2009

Prowokacja Bydgoska - marzec 1981

Do najbardziej dramatycznych wydarzeń, jakie miały miejsce w okresie zwanym „karnawałem Solidarności” (między sierpniem 1980, a grudniem 1981 r.) doszło 19 marca 1981 r. podczas sesji Wojewódzkiej Rady Narodowej w Bydgoszczy. W sesji tej brał udział wicepremier Stanisław Mach, a jako zaproszeni goście przybyli przedstawiciele bydgoskiej „Solidarności” z szefem regionu Janem Rulewskim na czele.
Bydgoszcz stała się wtedy miejscem szczególnych wydarzeń. Wówczas to, po raz pierwszy, radni Wojewódzkiej Rady Narodowej zbuntowali się przeciwko totalitarnej władzy, którą w pewien sposób reprezentowali. Część z nich, pozostając na sali sesyjnej, by wysłuchać problemów robotników i rolników, dała Polakom sygnał, że "czas wziąć sprawy we własne ręce". Masowe protesty, do których wówczas doszło w całym kraju były z jednej strony sprzeciwem wobec brutalnej akcji milicji, jaka miała miejsce w tym dniu w stosunku do obecnych na obradach Wojewódzkiej Rady Narodowej członków delegacji "Solidarności", a z drugiej strony szczytem mobilizacji społeczeństwa, które stanęło w obronie pobitych, a przeciwko władzy komunistycznej. W konsekwencji wydarzenia te sprawiły, że Bydgoszcz znalazła się w centrum zainteresowania całej Polski.
darmowy hosting obrazków
Spór o „Solidarność chłopską”
Przedmiotem obrad WRN był nasilający się protest przeciwko odmowie rejestracji powstałego na zjeździe zjednoczeniowym w Poznaniu w dniach 8-9 marca 1981 - NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”. Głównym obszarem konfrontacji była wówczas będąca siedzibą tego związku Bydgoszcz. 16 marca 1981 r. rozgoryczeni odmową poparcia ze strony ZSL działacze chłopskiej „Solidarności” zajęli tamtejszą siedzibę Komitetu Wojewódzkiego tej satelitarnej względem PZPR partii i rozpoczęli w niej strajk okupacyjny. Działacze „Solidarności” mieli nadzieję, że uda im się wykorzystać salę obrad WRN jako trybunę dla poparcia postulatów strajkujących chłopów. W swoich kalkulacjach mocno się jednak przeliczyli. Nie tylko bowiem nie dopuszczono ich do głosu, ale w momencie, gdy próbowali protestować, zostali ciężko pobici. Najbardziej ucierpieli wtedy: Jan Rulewski, Mariusz Łabentowicz oraz znany działacz chłopski Michał Bartoszcze. Wszyscy trzej w wyniku pobicia trafili do szpitala. Tymczasem oficjalnie, nikt się nie przyznał do wezwania na salę obrad - milicji.
Nie nasza sprawa
Wiadomość o tym, co stało się w Bydgoszczy, a także reakcja władz na to wydarzenie (w oficjalnym komunikacie z posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR z 22 III 1981 r. stwierdzono m.in., że „w trakcie interwencji służb porządkowych MO nikt nie był bity” a obrażenia odniesione przez Rulewskiego przypisano wypadkowi samochodowemu, w jakim uczestniczył parę dni wcześniej) wywołała gwałtowną reakcję w polskim społeczeństwie. Osobiście pamiętam, plakaty i ulotki informujące o pobiciu działaczy „Solidarności” rozwieszane zupełnie spontanicznie w sklepach, a nawet kioskach ruchu. W sposób szczególny, przemawiały zdjęcia pobitych. Zwłaszcza, że zaledwie miesiąc wcześniej funkcje premiera objął gen. Wojciech Jaruzelski, który tuż po objęciu urzędu zaapelował o słynne „90 spokojnych dni”. Tymczasem wydarzenia w Bydgoszczy stawiały pod dużym znakiem zapytania szczerość intencji generała.
darmowy hosting obrazków
Wbrew oczekiwaniom kierownictwa „Solidarności” , próba wyjaśnienia wydarzeń w Bydgoszczy jako antyrządowej prowokacji spotkała się z zaostrzeniem stanowiska władz partyjnych. Wyrazem tego było wypowiedziane przez Stanisława Kanię, I Sekretarza KC PZPR na posiedzeniu Biura Politycznego w dniu 26 marca 1981 r. zdanie: „Czy w Bydgoszczy MO biła, czy nie biła, to nie sprawa Biura Politycznego. Bronimy zasadności decyzji o usunięciu z sali siłą”. Jednocześnie zaczęto rozpowszechniać ulotki, w których oczerniano Rulewskiego i wyrażano stwierdzenie, że odniesione przez niego obrażenia były wynikiem prowokacyjnego „samookaleczenia”. Jak się okazało, ulotki te, podpisane przez „prawdziwych członków „Solidarności”, wydrukowano w Oddziale Propagandy Specjalnej Głównego Zarządu Politycznego Wojska Polskiego pod osobistym nadzorem generałów Tadeusza Szaciły i Józefa Baryły. Atmosfera stawała się tym gęstsza, że od 16 marca 1981 r. na terenie Polski trwały manewry wojsk Układu Warszawskiego pod kryptonimem „Sojuz 81”, będące widomym znakiem nacisku Kremla na władze polskie w kwestii traktowania opozycji.
darmowy hosting obrazków
Wejdą, nie wejdą...
Tego już było dla „Solidarności” za wiele. Kierownictwo związku zażądało pełnego wyjaśnienia zaistniałych wydarzeń i ukarania winnych. Ostatecznie podjęto decyzję o przeprowadzeniu 27 marca czterogodzinnego strajku ostrzegawczego, zapowiadając jednocześnie na 31 marca strajk generalny, jeżeli w tym czasie nie dojdzie do porozumienia. Co ciekawe w dniu strajku ostrzegawczego gen Jaruzelski podpisał między innymi dokument pod tytułem „Myśl przewodnia stanu wojennego”. Jednocześnie dowódca ćwiczeń „Sojuz 81” zapowiedział bezterminowe przedłużenie trwających od 16 marca manewrów. W społeczeństwie polskim wściekłość wobec postępowania władz ścierała się obawami przed interwencją sowiecką.
Zaognianie się sytuacji zastopowało dopiero podpisane wieczorem 30 marca w Warszawie porozumienie między władzami a kierownictwem „Solidarności”. Komunistów reprezentował wicepremier Rakowski, stronę solidarnościową Wałęsa. Władze zobowiązały się do wyjaśnienia wydarzeń w Bydgoszczy i ukarania winnych, ale przede wszystkim zgodziły się na rejestrację rolniczej „Solidarności”. W zamian odwołano zapowiedziany na następny dzień strajk generalny.
Nie wszyscy działacze „Solidarności” zaakceptowali porozumienie, część z nich uznała, że Wałęsa przekroczył swoje kompetencje, a związek nie wykorzystał szansy. Emocje, jakie towarzyszyły przez te 14 dni uczestnikom sporu, atmosferę napięcia, w niezwykle realistyczny sposób pokazuje m.in. film dokumentalny Macieja Wasilewskiego pt. „Robotnicy, chłopi - czyli bydgoski marzec 1981”, patrz poniżej fragmenty:



Mariusz A. Roman

Na załączonych zdjęciach: Okładka Albumu wydanego przez bydgoską delegaturę Instytutu Pamięci Narodowej pod tytułem "Bydgoski marzec 1981"; Ogólnopolska manifestacja rolników na bydgoskim Starym Rynku w dniu 8 lutego 1981, żądających zarejestrowania „Solidarności Wiejskiej” i „Solidarności Chłopskiej”; Członkowie Solidarności wyprowadzani siłą przez milicjantów z budynku WRN, 19 marca 1981; Ulotka wzywająca do strajku ostrzegawczego.

czwartek, 19 marca 2009

„Rz” ujawnia kolejną aferę związaną z rządem...

Dzisiejsza "Rzeczpospolita" ujawniła, że żona wiceministra środowiska Stanisława Gawłowskiego figuruje jako członek rady nadzorczej spółki PL Energia. Tymczasem firma ta stara się właśnie w resorcie środowiska o koncesję na poszukiwania złóż gazu.
darmowy hosting obrazków
Zgodnie z prawem geologicznym i górniczym, aby uzyskać zgodę na poszukiwania i eksploatację złóż strategicznych surowców, należy złożyć wniosek w resorcie środowiska. Koncesja może być przyznana uznaniowo bądź w formie przetargu. Jedną z takich koncesji przyznano spółce PL Energia. Wartość złoża, do którego ma prawo, wynosi około 225 milionów złotych. Obecnie spółka stara się o następną koncesję na poszukiwania gazu i złożyła już stosowne dokumenty. Firma poinformowała "Rzeczpospolitą", że wniosek wciąż jest rozpatrywany, resort dodaje, iż postępowanie przetargowe właśnie się kończy.
Wiceminister Gawłowski w rozmowie z „Rz” podkreśla, że jego żona jest specjalistką z zakresu pozyskiwania energii ze źródeł odnawialnych i tym miała się zajmować w PL Energia. Tymczasem z profilu żony wiceministra, umieszczonego na portalu Nasza-Klasa wynika, że dopiero w 2008 roku jego żona ukończyła zaocznie studia licencjackie i to na kierunku administracji publicznej w Bałtyckiej Wyższej Szkole Humanistycznej. Obecnie uczęszcza na tej samej uczelni na magisterskie studia uzupełniające. Pracuje jednocześnie w Miejskich Wodociągach i Kanalizacji w Koszalinie.
– Z punktu widzenia moralnego te związki budzą duże wątpliwości – ocenia Jan Szyszko, były minister środowiska w rządzie PiS i AWS. – To na pewno sprawa naganna – dodaje Stanisław Żelichowski z PSL dla „Rz”. Podobnego zdania jest poseł Zbigniew Wasermann z PiS.
"Rzeczpospolita" ustaliła, że według Krajowego Rejestru Sądowego członkiem zarządu przedsiębiorstwa PL Energia jest Renata Listowska-Gawłowska, żona wiceministra. Stanisław Gawłowski zaznacza, że nie ma żadnego wpływu na wydawanie koncesji, a jego żona złożyła rezygnację z członkostwa w radzie i współpracy z PL Energia.
Stanisław Gawłowski, były szef zachodniopomorskiej PO, pełni funkcję wiceministra środowiska od listopada 2007. Od dwóch kadencji jest posłem na Sejm. Był również m.in. wiceprezydentem Koszalina. Jako wiceminister zasłynął z udziału w sporze z fundacją Lux Veritas, związaną z o. Tadeuszem Rydzykiem, dyrektorem Radia Maryja. Chodziło o wstrzymanie wypłaty pieniędzy na odwierty w poszukiwaniu wód geotermalnych z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. A właśnie Gawłowski pełni również funkcję szefa rady nadzorczej NFOŚiGW.
Na zdjęciu: Gawłowski razem z posłem Januszem Palikotem.

wtorek, 17 marca 2009

Ultimatum i nawiązanie stosunków z Litwą w 1938 r.

Litwa od chwili uzyskania niepodległości, przez wiele lat głosiła teorię trwania wojny z Polską i uporczywie zgłaszała pretensję terytorialne do Wileńszczyzny, w tym Wilna. Wrogie dwudziestolecie miało jednak także swój przedziwny finał. W wyniku incydentu granicznego, podczas którego zginął żołnierz KOP Stanisław Serafin, rząd polski zredagował 17 marca 1938 r. ultymatywną notę, w której stwierdzał, że „za jedyne załatwienie odpowiadające powadze sytuacji uważa się natychmiastowe nawiązanie normalnych stosunków, bez żadnych warunków wstępnych”. Odpowiedź miała być udzielona w ciągu 48 godzin. W przeciwnym wypadku, jak była dalej mowa, „rząd polski własnymi środkami zabezpieczy słuszne interesy swego państwa”. Nota przekazana została niezwłocznie stronie litewskiej za pośrednictwem poselstwa polskiego w Tallinie.

W okresie międzywojennym skonsolidowane państwo litewskie i skrystalizowany naród litewski stały się faktem. Na Litwie wychowano nowe pokolenie obywateli, wyrosłych w izolacji od wszelkiego związku z państwem polskim i jego kulturą. W czasie dwudziestolecia mała i nie wyrobiona grupa działaczy separatystycznych stała się zasobną w doświadczenie i ugruntowaną w swej ideologicznej postawie, liczną warstwą rządzącą i kierowniczą. Koncepcja państwowości litewskiej opierała się na integrowaniu społeczeństwa poprzez podsycanie w nim polskiego zagrożenia.
W konsekwencji, oba państwa nie utrzymywały ze sobą stosunków dyplomatycznych, a zamknięta granica była miejscem ciągłych incydentów. Pomiędzy Polską i Litwą nie było komunikacji osobowej, towarowej, nie funkcjonowała poczta i łączność telefoniczna. Tymczasem – o ironio, państwowość litewska powstała i ugruntowała się tylko dlatego, że stabilizatorem sytuacji politycznej w okresie międzywojennym w Europie Środkowo-Wschodniej była właśnie ta znienawidzona przez establishment litewski Polska.
Dążenie do odprężenia
Konflikt dwóch państw rzadko bywa całkowicie totalny, zwłaszcza takich, które łączyła 600-letnia tradycja wspólnoty państwowej. Pomimo oficjalnej wrogości, wciąż podejmowano próby odprężenia, a niektóre litewskie elity wręcz dążyły do zbliżenia z Polską. W swych pracach Piotr Łossowski zebrał dokładne ślady oficjalnych rozmów, poufnych inicjatyw, wszelkich porównawczych sondaży i projektów zmierzających do złagodzenia sporu między Polską i Litwą, a nawet do normalizacji stosunków. Było tego naprawdę sporo. Z kolei Stanisław Swianiewicz (patrz: S. Swianiewicz, Wspomnienie o Wiktorze Sukiennickim, „Zeszyty Historyczne” nr 63, Paryż 1983, s. 61) wspomina porwanie przez policję polską i wydanie Litwie niejakiego Łukszy, będącego Litwinem, socjaldemokratą, emigrantem politycznym, a zarazem oskarżonym o udział w zamachu na premiera Voldemarasa. Łuksza na granicy przeciął sobie żyły, szybko jednak założono mu bandaże i w tym stanie przekazano go policji litewskiej. Działo się to latem 1937 roku, a więc w okresie głębokiej depresji we wzajemnych stosunkach, podczas obowiązywania zadekretowanego przez ministra Becka „twardego kursu” wobec Kowna, który był efektem ujawnienia pomocy, jakiej rząd litewski udzielał irredencie ukraińskiej w Polsce, a konkretnie zabójcom Pierackiego.
Od 1929 r. toczyły się rozmowy polsko-litewskie, były one jednak utrzymywane w największej tajemnicy. Brali w nich udział: ministrowie spraw zagranicznych – Lozoraitis i Beck, przyjaciel Piłsudskiego Aleksander Prystor, krewny Marszałka i obywatel litewski Włodzimierz Zubow, zaufany Lozoraitisa Kazimierz Narutowicz (bratanek zamordowanego prezydenta RP). Polska w tych rozmowach (zintensyfikowanych zwłaszcza w dobie zagrożenia niemieckiego po dojściu Hitlera do władzy) proponowała nawiązanie stosunków dyplomatycznych i zawarcie układu o współpracy. Miała także udzielić gwarancji dla granic Litwy, co musiało mieć istotne znaczenie w obliczu niemieckich zakusów na Kłajpedę. Polacy proponowali również, aby w drażliwych kwestiach wileńskich znaleźć wyjście przez nadanie Wileńszczyźnie autonomii i całkowite otwarcie granicy polsko-litewskiej.
W lutym 1937 r. pod przewodnictwem Franciszka Charwata (przyszłego posła RP w Kownie) udała się do Gdańska delegacja polska na rozmowy z Litwinami. Do spotkania jednak nie doszło. Mimo niezaprzeczalnej wspólnoty interesów i licznych kontaktów nieoficjalnych, wciąż nie było normalizacji stosunków. Otoczenie prezydenta Antanasa Smetony zdawało się sugerować, że postęp na drodze normalizacji, będzie niemożliwy, jeżeli Polska nie użyje pewnych form nacisku na Litwę (patrz: R. Szeremietiew, Polityka jest sztuką możliwości t. II, Wydawnictwo Przedświt, Warszawa 1989, ss. 83-84).
darmowy hosting obrazków

W publikacjach niektórych autorów litewskich zawarte jest wręcz twierdzenie, iż cała sprawa związana z kryzysem z marca 1938 r. była z góry ukartowana, gdyż rząd litewski dał Warszawie do zrozumienia, że przyjmie polskie ultimatum. Było ono dla niego nawet pożądane, ponieważ nie widział innego sposobu zakończenia konfliktu, a to ze względu na nastroje społeczeństwa litewskiego. Kwestia ta nie została do końca wyjaśniona i nie znajduje pełnego potwierdzenia w źródłach polskich. Jedno wszakże można powiedzieć, że wysyłając swe żądania do Kowna, minister Beck był prawie pewien, iż zostaną one przyjęte.
Ultimatum
17 marca 1938 r. rząd polski wystosował wobec Litwy 48-godzinne ultimatum w sprawie natychmiastowego nawiązania stosunków dyplomatycznych, bez żadnych warunków wstępnych. Akredytowanie przedstawicieli w Kownie i Warszawie miało nastąpić do 31 marca 1938 r. W stan gotowości bojowej pozostawione zostały pułki garnizonu wileńskiego oraz innych garnizonów położonych w pobliżu granicy litewskiej. Z głębi kraju przybywać zaczęły nowe jednostki. W wielu miastach organizowano manifestacje i demonstracje pod antylitewskimi hasłami.
Jedną z nich przeprowadzoną w Warszawie, tak wspomina płk. Leon Mitkiewicz, późniejszy attache wojskowy w Kownie: „Tłum zalał całe Aleje Ujazdowskie od rogu ulicy Nowowiejskiej aż prawie do pałacu Belwederskiego. Przed budynkiem GISZ-u ustawiły się wszystkie sztandary i stanęli przywódcy tej manifestacji. Te same głośne okrzyki powtarzały się bez przerwy: My chcemy Litwy!, Wodzu prowadź nas na Kowno! W pewnej chwili, o zupełnym zmroku, na balkonie oświetlonym reflektorami, ukazał się marszałek Śmigły-Rydz w towarzystwie kilku oficerów, powitany uroczyście hymnem narodowym i okrzykami: Niech żyje nam marszałek Śmigły! (...)”.
Prof. Łossowski zwraca uwagę na to, iż manifestacje te w dużym stopniu zostały wyreżyserowane i że wśród większości ich uczestników nie było rzeczywistej wrogości wobec Litwinów. Patrząc na skromność polskiego żądania, mimo druzgocącej przewagi militarnej (stosunek sił 1:10), można chyba przypuszczać, że w rzeczywistości nikomu w Polsce, nie chodziło o „marsz na Kowno”.
Tymczasem pierwsze informacje, iż rząd litewski skłania się do zgody, nadeszły do Warszawy już 18 marca. Oficjalną odpowiedź otrzymano 19 marca w godzinach rannych, na 10 godzin przed upływem terminu ultimatum. Tego samego dnia nastąpiła wymiana not dyplomatycznych w Talinie, w których oba rządy zapowiedziały ustanowienie swoich przedstawicielstw, w Warszawie i Kownie do 31 marca.
Znaczenie normalizacji
We wzajemnych stosunkach polsko-litewskich, tym samym otwierał się zupełnie nowy okres. Wyjeżdżający do Kowna jako attache wojskowy płk Leon Mitkiewicz otrzymał od swego przełożonego, szefa Oddziału II Sztabu Głównego, płk. Tadeusza Pełczyńskiego, następujące wytyczne: „Bardzo nam zależy na przekonaniu Litwinów, wyższych dowódców i członków sztabu litewskiego, że nie zamierzamy w niczym czychać na ich niepodległość państwową ani zagrażać niezależności Litwy, że przeciwnie, respektujemy i niepodległość, i niezależność Litwy całkowicie, że pragniemy mieć z Litwą jak najlepsze stosunki oraz że tylko oparcie się Litwy o Polskę daje gwarancje jej niepodległości”.
Od chwili akredytacji posłów, polskie MSZ konsekwentnie, krok za krokiem, działało w kierunku rzeczywistej normalizacji stosunków. Prace postanowiono rozpocząć od uregulowania najbardziej elementarnych spraw w stosunkach między dwoma państwami. Od przywrócenia: komunikacji kolejowej i drogowej, łączności pocztowej i telefonicznej. Temu celowi poświęcona była konferencja polsko-litewska w Augustowie, która odbyła się jeszcze w marcu 1938r. Porozumienie w Augustowie stworzyło możliwość dalszych negocjacji w Warszawie i w Kownie, które doprowadziły do podpisania w maju 1938 r. umów w sprawie ogólnej łączności pocztowej i komunikacji kolejowej, a także żeglugi i spławu na Niemnie. To, czego poprzednio przez wiele lat nie udało się osiągnąć, teraz rozstrzygnięto w ciągu paru miesięcy. Oznaczało to przede wszystkim olbrzymie ułatwienia dla ludności. Nareszcie stawała się możliwa normalna wymiana korespondencji pomiędzy Polską a Litwą. Otwierała się perspektywa wzajemnych wyjazdów, skontaktowania się po latach wielu rodzin.
darmowy hosting obrazków

W lipcu 1938 r. podjęto sprawę stosunków gospodarczych. Do Warszawy przybyła specjalna delegacja litewska. Władze polskie zwracały jednak uwagę, iż mimo zawarcia konwencji, prasa i czynniki społeczne Litwy nie chciały przystosować się do nowych form, często atakując rząd polski i starając się jednocześnie utrzymać społeczeństwo litewskie w stanie napięcia wobec Polski. Dopiero od jesieni nastąpił przełom. Rząd litewski zdecydował się wtedy m.in. na rozwiązanie Związku Wyzwolenia Wilna, a także wpłynął na zmianę dotychczasowego nastawienia prasy. Te przejawy dobrej woli ze strony litewskiej pozwoliły na odprężenie również ze strony polskiej. 22 grudnia 1938r. podpisany został układ handlowy, normalizujący stosunki gospodarcze dwóch państw.
Współpraca polsko – litewska rozszerzała się coraz bardziej, ogarniając nowe dziedziny i prowadząc do dalszych kontaktów. I tak np. zostały uzgodnione staże oficerów polskich na Litwie i litewskich w Polsce. Postęp można było także zaobserwować w dziedzinie szeroko rozumianej współpracy kulturalnej. Wszystko wyraźnie zmierzało ku lepszemu, ale, niestety, miesiące normalizacji były już policzone. We wrześniu 1939 r. Litwa mimo silnych nacisków niemieckich zdecydowanie strzegła swej neutralności. Gdyby uległa, nasz przeraźliwie długi front rozciągnąłby się o dalsze 507 km, wzdłuż granicy z tym krajem. Tymczasem neutralność pozwoliła na zluzowanie czterech dywizji, które można było zwolnić z osłony Wileńszczyzny i skierować na front.
Okres normalizacji polsko – litewskiej trwał krótko – niespełna półtora roku. Chociaż w tym czasie wiele się zmieniało ku lepszemu i następowała dalsza poprawa – to jednak nie udało się przezwyciężyć wszystkich urazów, wrogości i uprzedzeń, które nagromadziły się przez lata. Wprawdzie zeszły one na plan dalszy, nie występowały już tak jawnie – istniały jednak dalej. Nie nastąpił zwłaszcza jakiś zasadniczy przełom w postawie i psychice społeczeństwa litewskiego wobec Polski i Polaków. Miały to już niedługo potwierdzić rozwijające się wypadki podczas wojny.
Mariusz A. Roman
Na załączonych zdjęciach: Marszałek Edward Rydz-Śmigły; Ludność cywilna w Wilnie wita garnizon wileński powracający z manifestacji zbrojnej na granicy polsko-litewskiej; Centrum Wyszkolenia Piechoty w Rembertowie – pierwsze spotkanie litewskiego Naczelnego Wodza gen. Stasysa Raštikisa z polskim wojskiem.
Patrz również: Kronika Filmowa z marca 1938 r.

sobota, 14 marca 2009

Polak zarejestrowany jako kandydat na prezydenta Litwy

Litewska Główna Komisja Wyborcza oficjalnie zarejestrowała w piątek kandydaturę posła Waldemara Tomaszewskiego (przewodniczącego Akcji Wyborczej Polaków na Litwie) w wyborach prezydenckich. Tym samym będzie on pierwszym w historii Polakiem ubiegającym się o najwyższy urząd tego kraju. Niestety, przy okazji rejestracji polskiego kandydata, znowu odżyły antypolskie nastroje na Litwie.
darmowy hosting obrazków

Delegaci podczas poniedziałkowej konferencji Akcji Wyborczej Polaków na Litwie jednogłośnie poparli kandydaturę Waldemara Tomaszewskiego, jako kandydata z ramienia polskiej partii w wyborach prezydenckich. Jednym głosem twierdzili, że bardzo dobrze się stało, że Polak będzie brał udział w wyborach prezydenckich. Podkreślali walory kandydata, jego zdecydowanie, wiedzę, autorytet i kompetencję. Paulina Mielko, prezes Katolickiego Stowarzyszenia Polaków na Litwie, wyraziła przekonanie, że Tomaszewski potrafi pracować nie tylko dla dobra społeczności polskiej, ale i całego kraju. We wtorek po południu prezes AWPL złożył odpowiednie dokumenty w GKW.
Opory przed rejestracją
GKW oraz niektórzy litewscy politycy mieli wątpliwości, czy lider AWPL ma prawo kandydować na prezydenta Litwy. Oprócz argumentów związanych z Kartą Polaka, której przyjęcie według nich, jest wyrazem nielojalności wobec Litwy (sprawę jednak ostatecznie ma rozstrzygnąć Sąd Konstytucyjny). Niektórzy członkowie GKW podnieśli także inny argument, twierdząc, że Waldemar Tomaszewski nie jest obywatelem Litwy z pochodzenia, a tylko taki może ubiegać się o urząd Prezydenta Litwy. Według nich, obywatelem Litwy z pochodzenia może być jedynie taka osoba, której rodzice lub dziadkowie posiadali obywatelstwo Litwy w latach 1918 – 1940, co praktycznie wykluczałoby prawie wszystkich Polaków z Wileńszczyzny, z tego grona. Należy dodać, że termin „obywatel z pochodzenia” zawarty jest jedynie w litewskiej konstytucji przy okazji zapisów o wyborach na prezydenta RL, nie ma go już, choćby w litewskiej Ustawie o obywatelstwie, ani nie jest nigdzie precyzowany.
Pomimo naciąganych argumentów natury prawnej, w ostatnich dniach istniały spore obawy o to, czy GKW zarejestruje kandydata polskiej partii w wyborach prezydenckich. Napomykał o tym we wtorkowej rozmowie z radiem „Znad Wilii” Zenonas Vaigauskas, przewodniczący GKW. Również Tomaszewski poinformował, że przed podjęciem decyzji odbył rozmowę z Vaigauskasem, który, jego zdaniem, był zaskoczony i zszokowany tym, że Polak będzie ubiegał się o urząd prezydenta.
W atmosferze kolejnej antypolskiej nagonki, z miejscowości podwileńskich zaczęły dochodzić sygnały, że gdyby GKW nie zarejestrowała Tomaszewskiego, to ludzie zastanowią się, czy w ogóle warto brać udział w wyborach. W środowym wydaniu „Rzeczpospolitej” napisano wprost, „że 260-tysięczna polska mniejszość może zbojkotować wybory prezydenckie”.
Z kolei, zapowiedź ewentualnego bojkotu wyborów przez polską mniejszość oburzyła litewskich internautów. „Polacy z natury są szantażystami. A bojkotującym wybory trzeba odebrać obywatelstwo”, „O pomoc trzeba poprosić Łukaszenkę. Wypędził z Białorusi wszystkich politykujących polskich księży, uporządkował polskie organizacje”, „Bez błogosławieństwa polskich służb specjalnych nie doszłoby do tej prowokacji” – grzmieli internauci, tylko na portalu Delfi, w komentarzach pod przedrukowanym tekstem z „Rz”, gdzie pojawiło się kilkaset podobnych w swoim duchu wpisów.
Ostateczna decyzja?
Ostatecznie, podczas piątkowego posiedzenia Głównej Komisji Wyborczej kandydaturę Waldemara Tomaszewskiego poparło 9 członków komisji, a 4 głosowało przeciwko. GKW zarejestrowała kilkunastu pretendentów na urząd Prezydenta RL. Wśród nich są unijna komisarz ds. budżetu Dalia Grybauskaite i przewodniczący Sejmu Arunas Valinskas.
Polacy na Litwie zdają sobie sprawę z niewielkich szans, jakie mają w wyborach prezydenckich. Jednak zdaniem członków Rady Naczelnej AWPL, „tak solidna siła polityczna jaką jest polska partia, po prostu nie ma prawa nie uczestniczenia w wyborach, gdyż życie polityczne nie toleruje pustki, a nieobecni nie mają racji”. Tymczasem Waldemar Tomaszewski będzie z rekomendacji AWPL otwierał również listę kandydatów do Europarlamentu. Na razie wytypowano 12 kandydatów. Pozostałych 12 wytypują koła i oddziały partii. Ostateczna lista kandydatów i ich miejsce na niej zostanie zatwierdzona podczas konferencji polskiej partii, która ma być zwołana do 27 kwietnia br.
Nie należy zapominać, że ostatnie decyzje wyborcze organów litewskich, podjęto w sytuacji, kiedy nie ma jeszcze rozstrzygnięcia w sprawie Karty Polaka. Orzeczenie w tej sprawie ma podjąć litewski Sąd Konstytucyjny, zgodnie z tym, o co postulowała wcześniej GKW. Póki co, uniknięto zatem skandalu międzynarodowego, ale problem wciąż może jednak odżyć na nowo. Tymczasem wiele przesłanek wskazuje na to, że litewskie władze grają na zwłokę, a ich stosunek do społeczności polskiej na Litwie, jest wprost proporcjonalny do reakcji opinii międzynarodowej, a zwłaszcza opinii polskich władz. Tylko konsekwentnie prowadzona przez Polskę polityka w obronie własnej diaspory, może zapewnić przestrzeganie unijnych standardów mniejszościowych i praw człowieka na Litwie.
Mariusz A. Roman
Na załączonym zdjęciu: Waldemar Tomaszewski składa niezbędne dokumenty w GKW.Fot. Jerzy Karpowicz (Wilno).
RETROSPEKCJA
Patrz zdjęcie poniżej: Redakcja "Naszej Gazety" - pisma ZPL, na spotkaniu w Sejmie RL z polskimi parlamentyrzystami na Litwie, chyba jakiś 1993. Byłem wtedy w składzie redakcji. Obok mnie po prawej stoi Waldemar Tomaszewski, dzisiejszy poseł i prezes Akcji Wyborczej Polaków na Litwie. Kandydat na prezydenta Litwy!
darmowy hosting obrazków

piątek, 13 marca 2009

Wilno: Pikieta przeciwko łamaniu praw mniejszości

„- Autochtoniczna ludność polska zamieszkując na Wileńszczyźnie, w kraju Unii Europejskiej zasłużyła na europejskie traktowanie jej praw narodowych. Drodzy Rodacy, Bądźmy Solidarni! Obrońmy swoje prawa!” – czytamy m.in. w odezwie, wzywającej na dzisiejszy wiec, jaki odbędzie się w Wilnie o godz. 15.30 (14.30 polskiego czasu), pod budynkiem ambasady Czech. Pikieta zostanie przeprowadzona pod hasłem obrony praw mniejszości narodowych na Litwie.
Z inicjatywą przeprowadzenia akcji protestacyjnej przy gmachu ambasady czeskiej, znajdującej się w wileńskiej dzielnicy Zwierzyniec, przy ul. Birutes 16, wystąpił Zarząd Miejski Związku Polaków na Litwie. Według Alicji Pietrowicz, prezes ZM ZPL, uczestnicy pikiety chcą zwrócić uwagę społeczności międzynarodowej na notoryczne łamanie praw mniejszości narodowych na Litwie. Ostatnim przykładem naruszeń praw mniejszości był m.in. nakaz usunięcia tabliczek z nazwami ulic po polsku i rosyjsku.
darmowy hosting obrazków


Pikietujący jak dowiadujemy się z odezwy: będą domagali się przestrzegania praw mniejszości, a zwłaszcza prawa do publicznego używania języka ojczystego w miejscach ich zwartego zamieszkania; zwrócą uwagę na samowolę urzędniczą oraz naruszenia w procesie zwrotu ziemi jej prawowitym właścicielom, zaprotestują przeciwko nieustannym atakom na szkolnictwo polskie.
Jednym z podstawowych problemów z jakim borykają się mieszkańcy Wileńszczyzny jest pogorszenie się sytuacji polskich szkół. Rząd Litwy przyjął uchwałę, ustalającą nowe kryteria kompletowania klas. Realizacja tej uchwały, według wileńskich Polaków "spowoduje przymusowe zamknięcie około połowy polskich szkół na Wileńszczyźnie". A to z kolei otwiera szeroką drogę do szybkiej lituanizacji jej mieszkańców.
darmowy hosting obrazków

Jak poinformowała Pietrowicz, ZPL otrzymał zezwolenie na zorganizowanie akcji protestacyjnej od władz samorządowych stolicy. Zgodnie jednak z tą decyzją w pikiecie ma uczestniczyć nie więcej niż 100 osób. Miejsce na przeprowadzenie pikiety wybrano nieprzypadkowo. Czechy obecnie przewodniczą Unii Europejskiej, a więc zdecydowano, że właśnie przy placówce dyplomatycznej tego kraju warto protestować.

Będzie to już druga akcja przeprowadzona przy placówkach dyplomatycznych krajów Unii Europejskiej. Poprzednio społeczność polska na Litwie protestowała przy gmachu ambasady Finlandii.
Mariusz A. Roman
Na zdjęciach: Flaga Akcji Wyborczej Polaków na Litwie; Protest społeczności polskiej przed ambasadą Finlandii w Wilnie, przeprowadzony 21 grudnia 2006 r; Dzisiejszy protest społeczności polskiej przed ambasadą Czech w Wilnie.

Zmarł Kazimierz Szołoch – bohater Grudnia 1970 r.

Legendarny przywódca strajku w Stoczni Gdańskiej im. Lenina w Grudniu 1970, działacz Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, współpracownik KSS „KOR” i KPN, członek NSZZ „Solidarność”. Zmarł we wtorek 10 marca, po długiej i ciężkiej chorobie. Jego pogrzeb odbędzie się w sobotę w Pruszczu Gdańskim.

Kazimierz Szołoch urodził się 8 kwietnia 1932 r. w Raciborowicach na Lubelszczyźnie. Pochodził z patriotycznej rodziny – jego ojciec - był oficerem armii gen. Józefa Hallera, walczył z bolszewikami w 1920 r. i był kawalerem Krzyża Virtuti Militarii. Zginął zamordowany w 1943 r. przez UPA. Jeden z jego starszych braci – Jan, był żołnierzem AK i w lutym 1945 r. został zamordowany przez NKWD w Białympolu.

Po odbyciu służby wojskowej i zawarciu małżeństwa, w 1955 r. Szołoch osiadł w Gdańsku. Był pracownikiem Stoczni Remontowej, „Mostostalu” i Zakładów Okrętowych Urządzeń Chłodniczych „Klimor”, który delegował go do Stoczni Gdańskiej im. Lenina.

W Grudniu ‘70 został członkiem Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej i brał udział w demonstracjach m. in. przemawiając pod siedzibą dyrekcji zakładu i Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku. Po tzw. wypadkach grudniowych ukrywał się. Kiedy władze zwróciły się z apelem do robotników, by zgłaszali się po nowe przepustki do zakładów pracy, gwarantując przy tym, że nie grozi im żadna kara za udział w demonstracjach, Szołoch stawił się w „Klimorze”. Był śledzony i inwigilowany przez SB. W dniu 22 grudnia 1970 r. SB i dyrekcja „Klimoru” zorganizowała obławę na Szołocha, który jednak zdołał uciec. Przez kilka tygodni ukrywał się na południu kraju bez kontaktu z żoną i dziećmi. Został zwolniony z pracy.
darmowy hosting obrazków

W połowie stycznia 1971 r. Szołoch powrócił do Trójmiasta. Ze względu na chorobę zawodową i wyczerpanie psychiczne poddał się leczeniu. Przywrócony do pracy w „Klimorze” był zatrzymywany i nękany przez SB. Po tym jak we wrześniu 1971 r. bezpieka po raz kolejny usiłowała zatrzymać go na ternie zakładu pracy uciekł decydując się na wyjazd do Warszawy. Dnia 27 września 1971 r. zgłosił się do siedziby KC PZPR, gdzie złożył protest przeciwko ciągłym prześladowaniom adresowany do I sekretarza Edwarda Gierka. Jednak w dalszym ciągu był wzywany na przesłuchania i szykanowany w pracy. W dniu 16 marca 1974 r. został ponownie zwolniony z pracy. Przez ponad rok pozostawał bez pracy i środków do życia mając na utrzymaniu żonę i czworo dzieci. W czerwcu 1975 r. przyznano mu rentę inwalidzką z tytułu choroby zawodowej (pylica).

W lutym 1978 r. nawiązał kontakt ze środowiskiem działaczy antykomunistycznych w Trójmieście, m.in. z Bogdanem Borusewiczem, Andrzejem Gwiazdą, Dariuszem Kobzdejem, Krzysztofem Wyszkowskim. Udostępniał swój dom w Gdańsku Oliwie na spotkania konspiracyjne, np. wykłady Lecha Kaczyńskiego. W dniu 27 kwietnia 1978 r. w jego domu odbyło się spotkanie inicjujące działalność WZZ, które przerwała interwencja SB. Później związał się ze środowiskiem ROPCiO i Konfederacji Polski Niepodległej. W czerwcu 1978 r. wspierał głodówkę w obronie aresztowanego Błażeja Wyszkowskiego. Był kolporterem prasy niezależnej. Brał udział w manifestacjach upamiętniających masakrę Grudnia ‘70 pod bramą nr 3 Stoczni Gdańskiej im. Lenina, gdzie w 1978 r. wygłosił przemówienie.

W okresie 1978-1980 Szołoch był wielokrotnie zatrzymywany i osadzany w areszcie na 48 h. W sierpniu 1980 r. uczestniczył w strajku w Stoczni Gdańskiej, a później angażował się w działalność NSZZ „Solidarność”. 13 grudnia 1981 r. szczęśliwie uniknął internowania, gdyż przez dłuższy czas przebywał w rodzinnych stronach na Lubelszczyźnie. Od 1970 r. był intensywnie rozpracowywany przez Wydział III SB w Gdańsku w ramach sprawy obiektowej kryptonim „Jesień 70”, kwestionariusza ewidencyjnego i sprawy operacyjnego sprawdzenia krypt. „Kazek” oraz sprawy operacyjnego rozpracowania krypt. „Kurier”.

Nie mógł znaleźć zatrudnienia. Po 1989 r. szukał pracy na terenie Niemiec. Bezskutecznie prosił władze wolnej Polski o pomoc materialną i przyznanie uprawnień kombatanckich za udział w Grudniu ’70. W 2007 prezydent Lech Kaczyński odznaczył go Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Dobrym słowem i zachętą Szołoch wspierał wolne badania naukowe na temat trójmiejskiego ruchu antykomunistycznego i oporu społecznego. Z radością przyjął książkę IPN SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii, w której przywrócono go pamięci historycznej i opisano jego inwigilację ze strony TW ps. „Bolek”.
Odszedł wielki Polak, wierny Bogu i Ojczyźnie. Cześć Jego pamięci!
Sławomir Cenckiewicz

Pogrzeb Kazimierza Szołocha rozpocznie się mszą świętą (w Kościele Podwyższenia Krzyża) w sobotę o godz. 12. 00 w Pruszczu Gdańskim.

Na zdjęciu (z dn. 3 czerwca 1978 r.): ś.p. Kazimierz Szołoch u góry drugi od prawej (inne osoby: u góry od lewej - Barbara Wyszkowska, Bogdan Borusewicz, Krzysztof Wyszkowski, Kazimierz Szołoch, Grażyna Stankiewicz, u dołu od lewej: Andrzej Gwiazda, Magdalena Wyszkowska z Łukaszem Wyszkowskim, Joanna Duda-Gwiazda).

środa, 11 marca 2009

Gdynia: Spotkanie z Bronisławem Wildsteinem

W najbliższy piątek 13. 03. 2009 r. o godz. 18:00, gdyński Klub „Gazety Polskiej” zaprasza na spotkanie z red. Bronisławem Wildsteinem, promującym jego dwie nowe książki: „Moje boje z III RP i nie tylko” oraz „Śmieszna dwuznaczność świata, który oszalał”. Spotkanie odbędzie się w Muzeum Miasta Gdyni, przy ul. Zawiszy Czarnego 1 (obok Teatru Muzycznego).

Moje boje z III RP i nie tylko, to wybór wciąż aktualnych artykułów i felietonów Bronisława Wilsteina, znanego ze swojej niezależności, odwagi i polemicznej pasji publicysty. W czterech częściach książki, zatytułowanych: POLSKA, EUROPA, ŚWIAT i OKIEM BARBARZYŃCY zebrane zostały najcelniejsze wypowiedzi autora, dotyczące najistotniejszych kwestii poruszanych w ostatnich latach w debacie publicznej.

Śmieszna dwuznaczność świata, który oszalał to druga po Dolinie Nicości powieść Wildsteina, eseisty, krytyka i znawcy współczesnej kultury. Zawarte w ŚMIESZNEJ DWUZNACZNOŚCI ŚWIATA eseje dotykają rozmaitych przejawów współczesnej sztuki, traktując ich opis jako pretekst do intrygujących analiz i rozważań kulturoznawczych. W błyskotliwych, erudycyjnych tekstach tej książki uderza rzadka umiejętność widzenia subtelnych koligacji dzisiejszej kultury z jej dawnymi formami; dar odkrywania podskórnych powiązań, zaskakujących ewolucji i ciągów przyczyn. Wildsteina interesują "idee w działaniu": ścięgna łączące teorię z rzeczywistością sztuki, kultury masowej, a wreszcie - z wartościami i przekonaniami bezwiednie przyjmowanymi przez współczesnych twórców. Krytyczne zainteresowanie, z jakim Wildstein przygląda się współczesnej kulturze, wolne jest od jednostronności, którą dobrze znamy z tradycjonalistycznych, czy nowo lewicowych krytyk upadłego świata.

Podczas piątkowego spotkania możliwy będzie zakup powyżej zrecenzowanych przez Wydawnictwo „Frondy” książek. Sam autor wypowiada się więcej na temat promowanych przez siebie dzieł, patrz poniżej:

Bronisław Wildstein promuje swoje książki wydane we Frondzie

sobota, 7 marca 2009

Litwa: Polacy apelują do premierów

Liderzy społeczności polskiej na Litwie wystosowali w piątek apel do premierów Litwy Andriusa Kubiliusa i Polski Donalda Tuska o zaprzestanie wymuszania na władzach regionu wileńskiego i solecznickiego usuwania tablic z polskimi nazwami ulic.

"Zwracamy się do premiera Andriusa Kubiliusa z apelem, by rząd (...) zaniechał dalszych działań wymuszających usuwanie litewsko-polskich tablic z nazwami ulic w rejonach wileńskim i solecznickim, w których Polacy stanowią, według oficjalnych statystyk, odpowiednio 61,3 i 79,4 procent" - czytamy w liście podpisanym przez posłów: Waldemara Tomaszewskiego (przewodniczący Akcji Wyborczej Polaków na Litwie) oraz Michała Mackiewicza (szef Związku Polaków na Litwie).

Jego autorzy przypominają, że tuż przed styczniową wizytą w Warszawie premier Litwy zadeklarował, iż rozwiązanie problemów polskiej społeczności będzie jednym z priorytetów jego rządu. "Niestety, wkrótce po zakończeniu wizyty Najwyższy Sąd Administracyjny nakazał usunięcie w rejonie wileńskim tablic z polskimi nazwami ulic. (...) Liczna społeczność polska odczuła przykry zawód" - napisali w apelu. Posłowie zaznaczyli także, iż umieszczanie tablic polskich obok litewskich na terenach zwarcie zamieszkałych przez mniejszość narodową jest zgodne z litewską ustawą o mniejszościach narodowych oraz z ratyfikowaną przez Litwę w 2000 roku konwencją ramową Rady Europy o ochronie mniejszości narodowych, która Litwa ratyfikowała w 2000 roku.

Polskojęzyczne tablice

Przypomnijmy, realizując prawa mniejszości polskiej zagwarantowane w Ustawie o mniejszościach narodowych i w Konwencji, m.in. w rejonie wileńskim, w niektórych miejscowościach zwarcie zamieszkałych przez mniejszość polską, obok nazw ulic w języku urzędowym, zostały zamieszczone tablice z nazwami ulic po polsku. Przedstawiciel rządu na powiat wileński uznał to za złamanie prawa ustawionego przez Ustawę o języku urzędowym, zażądał więc od samorządu rejonu wileńskiego usunięcia polskich nazw z ulic między innymi Mejszagoły, Rzeszy, Niemenczyna i Czerwonego Dworu. Gdy samorząd odmówił podporządkowania się żądaniom namiestnika rządu, ten skierował sprawę do sądu. Kolejne decyzje sądów były z kolei nieprzychylne samorządowi. Aż pod koniec stycznia Najwyższy Sąd Administracyjny nakazał bezapelacyjnie usunięcie polskich tablic. Przy tym zarówno Najwyższy Sąd Administracyjny, jak też sądy niższych instancji, podejmując decyzję kierowały się wyłącznie postanowieniami Ustawy o języku urzędowym, która mówi, że wszystkie napisy i nazwy są pisane w języku litewskim.

W rezultacie, przed kilkoma dniami samorząd rejonu wileńskiego poinformował, że zgodnie z decyzją sądu, przystąpił do usuwania tablic z polskimi nazwami ulic. - Jako instytucja państwowa musieliśmy wykonać orzeczenie sądu, nie oznacza to jednak, że zgadzamy się z nim - powiedziała wówczas mer rejonu wileńskiego Maria Rekść.

Unijne standardy i prawa człowieka

Mer rejonu wileńskiego uważa, że nakazując zdjęcie tablic z nazwami ulic w języku polskim w miejscowościach zwarcie zamieszkałych przez mniejszości narodowe, naruszono prawa właśnie mniejszości narodowych. Zresztą nie w każdym przypadku samorząd będzie mógł egzekwować orzeczenie sądu, bo w jaki sposób wyegzekwować usunięcia dwujęzycznych tablic np. z prywatnych posesji i domów?
  • „Kurier Wileński”, codzienna polska gazeta na Litwie, podkreśla, że: „w Polsce, od kilku lat coraz częściej w miejscowościach, zamieszkałych zwarcie przez mniejszości narodowe, zamieszcza się tablice z nazewnictwem w języku mniejszości obok nazw polskich. Przy tym wystarczy, jeśli mniejszość narodowa stanowi zaledwie 20 proc. ogółu mieszkańców. Co więcej, tablice są zamieszczane na koszt Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, które rekompensuje wydatki związane z produkcją i zamieszczaniem tablic. Tymczasem, według litewskich standardów praw człowieka, aby zamieścić tablice z nazewnictwem ulic w języku mniejszości narodowej, nie wystarczy, jeśli mniejszość ta praktycznie stanowi większość w konkretnej miejscowości, jak też na koszt własny chce zamieścić tablice w swoim języku obok urzędowego.”

Spór o tablice w rejonie wileńskim, jak też solecznickim trwa już od kilku lat. Wobec presji sądów i litewskich struktur rządowych - polskich nazw ulic prawie już nie ma. Jednak presja dyskryminacyjna i nietolerancja władz wobec swoich obywateli należących do mniejszości narodowych staje się poważnym problemem nie tylko na Litwie. Sprawa ta ciągle bowiem ciąży na polsko-litewskich relacjach, jak też stale jest akcentowane w raportach międzynarodowych organizacji z zakresu ochrony praw człowieka.

Mariusz A. Roman

Na załączonym zdjęciu: Społeczność polska z Turgiel na Wileńszczyźnie.

czwartek, 5 marca 2009

Gdańsk: O żołnierzach wyklętych, NSZ i „Bartku”

W najbliższą sobotę 7 marca 2009 r. o godz. 17:00 Naukowe Koło Młodych Polityków UG zaprasza na spotkanie z Tomaszem Greniuchem, autorem książki „Król Podbeskidzia. Biografia kpt. Henryka Flame „Bartka”. Swoją obecność na spotkaniu potwierdził również prof. Bogdan Chrzanowski, który przybliży zebranym działalność Narodowych Sił Zbrojnych na Pomorzu. Spotkanie odbędzie się na Wydziale Filologiczno-Historycznym UG w Gdańsku, ul. Wita Stwosza 55 sala 2.61. Wstęp wolny.

Henryk Antoni Flame, ps. "Grot", "Bartek", (ur. 19 stycznia 1918 we Frysztacie na Zaolziu), od 1919 roku mieszkał w Czechowicach-Dziedzicach. Wykształcenie zdobył w gimnazjum i Szkole Przemysłowej w Bielsku-Białej. W 1936 roku wstąpił na ochotnika do wojska. Trzy lata później w stopniu kaprala pilota ukończył Szkołę Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich w Bydgoszczy. W wojnie obronnej Polski w 1939 r. jako pilot bronił Warszawy.

W drugiej połowie 1940 roku, dzięki interwencji rodziny, Flame został wypuszczony z niemieckiego obozu jenieckiego. Po powrocie do Czechowic, podjął pracę jako maszynista na kolei i związał się z konspiracją niepodległościową. Założył organizację HAK podległą Armii Krajowej, która zajmowała się wywiadem i sabotażem. Na przełomie lat 1943 i 1944 - zagrożony dekonspiracją i aresztowaniem - uciekł wraz z podkomendnymi do lasu, gdzie zorganizował samodzielny oddział partyzancki. W październiku 1944 roku został zaprzysiężony na żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych.
darmowy hosting obrazków

Kiedy 12 lutego 1945 roku do Czechowic wkroczyła Armia Czerwona, Flame - realizując zalecenia dowództwa NSZ - ujawnił się i wraz z oddziałem, zachowując konspiracyjne struktury, oddał się do dyspozycji "władzy ludowej". Wbrew protestom miejscowych komunistów objął stanowisko komendanta miejscowego komisariatu MO. Realizując w dalszym ciągu wytyczne dowództwa NSZ, Flame obsadził swoimi ludźmi komisariat i podległe mu jednostki, a także gromadził wokół siebie ludzi opozycyjnie nastawionych do komunistów. W kwietniu 1945 roku, zagrożony dekonspiracją i aresztowaniem, uciekł ze swoimi ludźmi w pobliskie lasy. Od tej pory zaczął występować jako "Bartek", odtwarzając odziały partyzanckie VII Okręgu Śląsko-Cieszyńskiego NSZ. Tym samym rozpoczął "drugą konspirację". W okresie maj 1945 – luty 1947 Henryk Flame stał na czele największego zgrupowania niepodległościowego na Śląsku Cieszyńskim, którego liczebność w szczytowym okresie wynosiła ponad 300 żołnierzy. Składające się z kilku oddziałów zgrupowanie przeprowadziło łącznie ok. 340 akcji zbrojnych.
darmowy hosting obrazków

Do największego wystąpienia zgrupowania pod dowództwem Flamego należało zajęcie Wisły w dniu 3 maja 1946 roku, w której na oczach sterroryzowanych komunistów przeprowadził dwugodzinną defiladę w pełni umundurowanych i uzbrojonych żołnierzy NSZ. Otrzymał stopień kapitana NSZ i przydomek "Króla Podbeskidzia". We wrześniu 1946 r. w wyniku prowokacji Urzędu Bezpieczeństwa, co najmniej 167 żołnierzy zgrupowania "Bartka" zostało wywiezionych na Opolszczyznę i zamordowanych. Od tego czasu zgrupowanie pod dowództwem Flamego zaczęło tracić inicjatywę na rzecz komunistów, którzy w licznych obławach dziesiątkowali jego oddziały. W obliczu tak beznadziejnej sytuacji, Flame podjął decyzję o ujawnieniu się przy najbliższej okazji. Stała się nią amnestia uchwalona przez Sejm 22 lutego 1947 roku. Sam "Bartek" z najbliższym otoczeniem ujawnił się dopiero 11 marca 1947 roku w Cieszynie. Był to dla komunistów ogromny sukces. Przyćmiewał go jednak fakt, że Flame pozostawał bezkarny, a według nich musiał ponieść karę. Ponoć nieoficjalny wyrok śmierci na "Bartka" wydał sam Bierut, który nie mógł znieść wspomnienia o przemarszu niemal 400 ludzi z NSZ przed posterunkiem MO w Wiśle. Do skrytobójczego zamachu na Flamego doszło 1 grudnia 1947 roku w Zabrzegu pod Czechowicami. Zamachowcem był miejscowy milicjant Rudolf Dadak, który - tak samo jak inspiratorzy zamachu - nigdy nie został osądzony za swoją zbrodnię.

,,Bartek” stał się niekwestionowanym symbolem walki ludności Podbeskidzia z hitlerowskim i komunistycznym zniewoleniem. Warto, zatem sięgnąć po jego biografię i spotkać się z jej autorem. Książka Tomasza Greniucha szczegółowo przybliża nam postać ,,Bartka” – od młodości po śmierć w zabrzeskiej karczmie, ukazuje także jego życie poprzez pryzmat wypowiedzi tych, którzy go znali. Ważnym elementem publikacji są aneksy zawierające mapy, a nawet szczegóły dokumentacji opracowywanej przez UB w 1946 roku.

Książka do nabycia (20,00 zł.) bezpośrednio u wydawcy:

Podczas sobotniego spotkania, organizatorzy zapowiadają możliwość nabycia wydawnictw poświęconych tematyce związanej z Narodowymi Siłami Zbrojnymi.

Mariusz A. Roman

Na załączonych zdjęciach: kpt. Henryk Flame - "Bartek"; żołnierze ze zgrupowania NSZ "Bartka”, zdjęcie zamordowanego „Bartka”.

Czytaj również:
Wywiad z autorem książki „Król Podbeskidzia"

Rewolucyjna NSZ (Schmaletz - Dla Narodowych Sił Zbrojnych)

Polecam ten utwór z You Tube, gdyż jest w nim zawarte - wspaniałe, liryczne przejście od NSZ poprzez Powstanie Warszawskie do 13 grudnia i stanu wojennego. W tym przejściu zawiera się jakby tradycja działalności Federacji Młodzieży Walczącej, organizacji w której spędziłem swoją młodość, a która była spadkobiercą tych, którzy podjęli walkę o całość, niepodległość i honor naszej Ojczyzny.

środa, 4 marca 2009

Polacy na Litwie przed kolejnymi wyzwaniami wyborczymi

Rada Naczelna Akcji Wyborczej Polaków na Litwie (AWPL) na swym wtorkowym posiedzeniu wytypowała kandydaturę przewodniczącego partii Waldemara Tomaszewskiego do udziału w wyborach prezydenckich (17 maja br.). AWPL weźmie również udział w wyborach do Parlamentu Europejskiego, które odbędą się 9 czerwca tego roku i wystartuje z własną listą kandydatów.

darmowy hosting obrazków

Udział w wyborach prezydenckich na Litwie, których pierwsza tura odbędzie się 17 maja, zgłosiło już siedem osób. Wśród nich - unijna komisarz ds. budżetu Dalia Grybauskaite i przewodniczący Sejmu Arunas Valinskas. Kandydaturę Tomaszewskiego będzie musiała jeszcze zatwierdzić konferencja AWPL, która odbędzie się za tydzień, 10 marca. Druga tura wyborów prezydenckich odbędzie się 7 czerwca, jednocześnie z wyborami do Parlamentu Europejskiego. - Jesteśmy w kraju liczącą się siłą polityczną. Od lat zachowujemy stabilną pozycję w wyborach parlamentarnych i samorządowych, uzyskując około 5 proc. głosów i brak naszego kandydata w wyborach prezydenckich byłby pewną luką – powiedział dla PAP Waldemar Tomaszewski.

Podczas przeprowadzonej na początku lutego br. konferencji Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, która odbyła się w Domu Kultury Polskiej w Wilnie, Waldemar Tomaszewski, oświadczył także, że partia weźmie aktywny udział w wyborach do Europarlamentu i wystawi własną listę kandydatów. Lider polskiej partii poinformował, że już rozpoczęła się praca organizacyjna i ruszył proces formowania komisji wyborczych. Zadaniem dla partii jest osiągnięcie maksymalnego wyniku w wyborach do Parlamentu Europejskiego. – Głównym zadaniem jest posiadanie swego przedstawiciela w tym najwyższym organie władzy na Starym Kontynencie, a uzyskanie jak najlepszego wyniku w tych wyborach będzie miało też wpływ na finansowanie partii - otwarcie stwierdził Tomaszewski. Dodał też, że aby utrzymać tendencję wzrostu zaufania i poparcia elektoratu dla AWPL potrzebna jest dogłębna analiza wyników każdych poprzednich wyborów. Według Tomaszewskiego polska partia ma jeszcze niewykorzystane rezerwy, szczególnie w mieście Wilnie, gdzie Polaków mieszka najwięcej.

O zauważalnej tendencji wzrostu poparcia dla kandydatów AWPL podczas ostatnich wyborów parlamentarnych mówił podczas ostatniej konferencji także Zdzisław Palewicz, wicemer rejonu wileńskiego, który poinformował zebranych, że kandydatów polskiej partii popierali nie tylko Polacy, ale i mieszkańcy litewskiego rejonu orańskiego. Zwrócił on jednocześnie uwagę na istotny problem, jakim dla AWPL wciąż pozostaje niska frekwencja wyborcza wśród głosujących Polaków.

Rada Naczelna AWPL na swym wczorajszym posiedzeniu wytypowała również 12 kandydatów mających startować w wyborach do PE. Listę tą uzupełnią oddziały lokalne partii. W sumie znajdzie się na niej 24 osoby.


Liczba oddanych głosów na ZPL i AWPL w wyborach parlamentarnych w ciągu ostatnich lat:
  • Lata Liczba oddanych głosów %
  • 1992 (ZPL) 39900 2,11
  • 1996 (AWPL) 40941 2,98
  • 2000 (AWPL) 28641 1,95
  • 2004 (AWPL) 45302 3,79
  • 2008 (AWPL) 59237 4,79

    żródło: „ Tygodnik Wileńszczyzny”, Wilno, 10 - 16 lutego 2009 r. nr 7.

Obecny 2009 rok jest dla Polaków na Litwie bardzo szczególny z uwagi na dwa jubileusze: 20 – lecie działalności obchodzi Związek Polaków na Litwie, a swoje 15-lecie AWPL. Czy rok ten stanie się również rokiem polskiego sukcesu wyborczego na Litwie? Sukcesem niewątpliwie byłoby zdobycie przez AWPL mandatu erodeputowanego. Gdyby do tego doszło, byłby to pierwszy eroparlamentarzysta Polak, wybrany poza krajem.

Mariusz A. Roman

Na załączonym zdjęciu: Waldemar Tomaszewski składa wieniec przy grobie Matki i Serca Syna na wileńskiej Rossie. Fot. Autora.