wtorek, 13 stycznia 2009

W rocznicę masakry sowieckiej na Litwie


Na Litwie trwają obchody Dnia Obrońców Wolności, upamiętniające krwawe wydarzenia w Wilnie z 13 stycznia 1991 r. Stały się one decydującym momentem w walce o niepodległość tego kraju, usiłującego wydostać się spod sowieckiej dominacji. Warto przypomnieć, że wśród manifestantów broniących wtedy parlamentu oraz wieży telewizyjnej i Domu Prasy, byli również wileńscy Polacy. A Polska udzieliła w tamtych dniach wsparcia zarówno moralnego jak i politycznego.

W drugiej połowie lat 80-tych na Litwie, na fali pierestrojki obowiązującej wtedy w ZSRR, ujawniły się od dawna ukrywane dążenia. W 1987 r. uroczyście obchodzono sześćsetlecie Chrztu Litwy, a w rocznicę układu Ribbentrop - Mołotow odbyła się w Wilnie potężna demonstracja. Na Litwie rozpoczęły się jednocześnie dwa procesy: narodowe i państwowe odrodzenie Litwinów oraz narodowe odrodzenie Polaków. Stąd powstanie 5 maja 1988 r. Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Polaków na Litwie i niemalże w tym samy czasie w dniu 3 czerwca 1988 r. Litewskiego Ruchu na Rzecz Przebudowy w skrócie nazywanym „Sajudisem”.

Wydarzenia zaczęły narastać lawinowo, jeszcze w tym samym 1988 r. Rada Najwyższą LSRR podjęła uchwałę, iż na terytorium Republiki Litewskie moc obowiązującą mają tylko ustawy uchwalone bądź ratyfikowane przez Radę Najwyższą LSRR. 8 lutego 1990 r. Rada Najwyższa uznała uchwałę Sejmu Ludowego z 1940 r. o przyłączeniu Republiki Litewskiej do ZSRR za bezprawną, a przeprowadzone 24 lutego 1990 wybory parlamentarne przyniosły zdecydowane zwycięstwo kandydatom „Sajudisu”. Wreszcie prawdziwym przełomem stał się „Akt o przywróceniu niepodległości państwa litewskiego” proklamowany 11 marca 1990 r.

Nie da się pominąć milczeniem, że w trakcie odzyskiwania przez Litwinów niepodległości, teren nowej republiki stał się miejscem konfliktów wywołanych w konsekwencji działań podejmowanych dla przyśpieszenia procesu ujednolicenia narodowego i dla bardziej wyrazistej dominacji jednego narodu. W konsekwencji spór władz litewskich i elit politycznych tego kraju z polską społecznością przybrał w końcu formę konfliktu politycznego. Zaznaczmy jednak, że przywódcy SSKPL - przekształconego następnie w Związek Polaków na Litwie próbowali wielokrotnie znaleźć modus vivendi z Sajudisem, jednak strona litewska odrzucała wszelkie polskie postulaty, często podważając „polskość” swoich rozmówców i wmawiając im tzw. „tutejszość”.

Wieża telewizyjna i parlament

Tymczasem w wyniku zamachu stanu przeprowadzonego na początku 1991 r. przez ówczesną proradziecką Komunistyczną Partię Litwy doszło do dramatycznego w swoich skutkach przesilenia. Stacjonujące w Wilnie sowieckie jednostki wojskowe przystąpiły 11 stycznia do zajmowania w mieście gmachów użyteczności publicznej i państwowej, mających strategiczne znaczenie. Do starć obywateli z żołnierzami doszło 13 stycznia przed wieżą telewizyjną, budynkiem litewskiego radia i telewizji oraz Domem Prasy w Wilnie. Szturmując wieżę telewizyjną w wileńskiej dzielnicy - Karolinki, żołnierze użyli m.in. czołgów, które natarły na tłum obrońców, rozpoczęła się też chaotyczna strzelanina. W wyniku ataku na bezbronny tłum śmierć poniosło 14 obrońców niepodległości, rany odniosło kilkaset osób. Wydarzenia te wywołały wielki powszechny protest na Litwie, solidaryzujący całe społeczeństwo ponad podziałami narodowościowymi.

- Była noc, wyszliśmy na ulice i wzięliśmy się za ręce, tworząc żywy łańcuch. Wkrótce nadjechały pojazdy opancerzone, komandosi, którzy z nich wyskoczyli, zaczęli strzelać ponad głowami ludzi. Po chwili również zaczął strzelać czołg – wspomina tamte wydarzenia na łamach „Kuriera Wileńskiego” - Jerzy Surwiło, dziennikarz, publicysta i pisarz, świadek tych zdarzeń oraz szturmu radzieckich komandosów z OMON-u.

Władze sowieckie przypuszczając szturm wieży telewizyjnej oraz Domu Prasy nie zdecydowały się na zajęcie siłą budynku parlamentu. Obawiając się dużych ofiar cywilów, którzy szczelnym kordonem otoczyli gmach, w którym ukryli się posłowie Sejmu restytucyjnego, budując dookoła budynku zaimprowizowane barykady. Wówczas w obronie parlamentu stanęło około 100 tys. obywateli, którzy nie zważając na szalejące mrozy dniem i nocą stali na warcie przed parlamentem. Aby się ogrzać, ludzie palili ogniska, śpiewano pieśni patriotyczne. Wśród manifestantów broniących dostępu do litewskiego parlamentu znaleźli się również Polacy z własnymi barwami narodowymi, czym jednoznacznie, wbrew twierdzeniom niechętnej im propagandy, opowiedzieli się po stronie niepodległej Litwy. Znana, polska dziennikarka radiowa - Nijola Masłowska, nadawała wtedy serwis w języku polskim, emitowany z obleganego parlamentu.

Podczas decydujących dni walki o niepodległość Litwy, duże znaczenie miało również wsparcie polityczne z Polski. Wówczas w litewskim parlamencie, który przecież był jednym z głównych celów, wspólnie z litewskimi posłami czuwali parlamentarzyści z Polski. Sytuacja była krytyczna na tyle, że litewski parlament zdecydował na stworzenie rządu na uchodźstwie. W tym celu ówczesny minister spraw zagranicznych Litwy Algirdas Saudargas wyjechał do Warszawy.

Szansa na normalizację...?

Postawa miejscowych Polaków oraz duża aktywność w czasie tych wydarzeń rządu polskiego, który nie tylko wspierał Litwinów wszelkimi możliwymi środkami politycznymi na arenie międzynarodowej oraz zorganizował nie małych rozmiarów pomoc materialną dla Litwy, zmieniły na moment stosunek władz litewskich do spraw polskich i Polaków. Wydawać się wtedy mogło i wiele na to wskazywało, że solidarność Polaków z Litwą i Litwinami w trudnych chwilach styczniowych i zmiana w wyniku tego nastawienia Litwinów do zagadnień polskich, staną się momentem przełomowym w stosunkach polsko – litewskich. Po obu stronach zapanować miała dobra wola, która odsunąć miała wszelkie kompleksy i uprzedzenia, waśnie i spory na margines normalnego współżycia.

Sielska atmosfera, podczas której zaczęto nawet wychodzić naprzeciw postulatom stawianym przez polską frakcję w parlamencie litewskim, a dotyczącym powołania nowej jednostki administracyjnej – okręgu wileńskiego (obejmującego obszar zwarcie zamieszkiwany przez społeczność polską), trwała zaledwie kilka miesięcy. Już bowiem na przełomie sierpnia i września 1991 r. władze litewskie pod pretekstem rzekomego poparcia puczu moskiewskiego z 19 sierpnia (tzw. puczu Janajewa), przeprowadziły operację likwidacji samorządów w rejonach solecznickim i wileńskim, zamieszkałych w przytłaczającej większości przez Polaków. 12 września Rada Najwyższa zawiesiła początkowo na pół roku (potem ten okres przedłużając) na obszarze tych rejonów obowiązywanie ustawy o samorządzie, zwalniając z pracy wszystkich urzędników administracji lokalnej. Jednocześnie mianowała dla tych rejonów komisarzy rządowych. Określani przez miejscowych Polaków mianem „gubernatorów” – komisarze: w rejonie wileńskim Arturas Merkys, solecznickim Arunas Eigirdas, przystąpili niezwłocznie do kolonizowania podległych rejonów przybyszami litewskimi z innych rejonów.

Mariusz A. Roman

Na załączonym zdjęciu z „Kuriera Wileńskiego”: widoczny jest plac Niepodległości w Wilnie, gdzie dzisiaj zapalono symboliczne ogniska ku czci obrońców wolności.

1 komentarz:

  1. Mój komentarz umieszczony w odpowiedzi na pytanie do tego samego tekstu, zamieszczonego na moim Blogu Salonie 24. Link z prawej na tym Blogu

    **********

    A jednak Polacy zjawili się z własnymi barwami pod parlamentem litewskim... Co do tezy, że byli przeciwko niepodległości jest ona nieprawdziwa. Po prostu bali się jej, bo ci sami Litwini, którzy działali KPL, później znaleźli się w Sajudisie. Zresztą Sajudis miał idea fiks, aby wyrugować polskość. Pomimo szykan, Polacy jednak poparli niepodległość, bo nie chcieli Sajuza.

    Ja wtedy także organizowałem sprzęt poligraficzny dla parlamentu - bo tak trzeba było. Ale na wiele spraw potem otworzyłem oczy, zwłaszcza jak Litwini rozwiązali polskie samorządy. Najpierw prowokacja a potem rozwiązanie samorządów. Osoby odpowiedzialne za wywieszenie czerwonych szmat na budynkach samorządów, dwa lata później kandydowali w wyborach jako liderzy litewskich partii - próbowali odbierać głosy ZPL a potem AWPL. Dlaczego Litwini korzystali z pomocy jawnych zdrajców a nie osadzili ich za zdradę? Tylko ukarali polska społeczność rozwiązując im demokratycznie wybrane samorządy. Ano po to, aby sprowadzać osadników z okolic Kowna i aby rozbijać zwartość polskiego zamieszkania na Wileńszczyźnie. A więc działałem na rzecz niepodległości Litwy, a parę miesięcy później uczestniczyłem w wiecach pod parlamentem Polaków wzywających do przeprowadzenia wyborów samorządowych na Wileńszczyźnie.

    Polacy na Litwie zabiegali jedynie o autonomię - a więc o coś, co gwarantowała im przedwojenna konstytucja Litwy, jaka przywrócono na Litwie. Niestety zapisy o autonomii szybko zlikwidowano. Powstał nawet na moment Narodowo Terytorialny Kraj Wileński, ale w składzie i nie zagrażający niepodległości Litwy.

    Co do Republiki Zachodniej SSR, to był to pomysł Gorbaczowa jako alternatywa dla pomysłu Jelcyna, który chciał wszystkich Polaków zwieść do enklawy królewieckiej. I nie miała to być republika powstała tylko z ziem RL, ale również Białorusi I Ukrainy. Miała powstać dokładnie na terenach zabranych Polsce 17 września 1939.

    I jeszcze jedno w 1986 r. odbyły się w ZSRR wolne wybory do Zgromadzenia Ludowego SSR. W ramach tych wyborów do parlamentu sowieckiego weszło ok. 10 Polaków w tym dwóch z Litwy: Ciechanowicz i Brodawski. Założyli oni koło polskie w Moskwie i wystąpili z petycja potępienia paktu Ribbentrop-Mołotow. Rzeczywiście popierali pomysł Gorbaczowa, ale z pobudek patriotycznych. Zresztą pomysł mało realny, bo okazuje się, ze to Sowieci grali ręka w rękę z Litwinami, a nie na odwrót. Znali się doskonale, bo latami razem działali. Patrz Landsbergis - attache kulturalny w ambasadzie ZSRR w Warszawie.

    Ech, wiele by można na ten temat pisać...

    OdpowiedzUsuń