wtorek, 20 stycznia 2009

Zmiana, Obama i co dalej...

Stało się. Czterdziestym czwartym i jednocześnie pierwszym w historii ciemnoskórym prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki zostanie dzisiaj - 47 letni senator z Illinois Barack Hussein Obama. Na jego zwycięstwo wyborcze, złożyła się niezwykła kombinacja: kiepskiej sytuacji ekonomicznej, intensywnego i bezpardonowego poparcia mediów oraz zdolności retoryczne samego kandydata, który skutecznie ukrył swoje ekstremalnie lewicowe poglądy. Obama, umiejętnie wykorzystał także poczucie winy za dawne akty rasizmu wobec Murzynów. Paradoksalnie, jego kolor skóry, stał się największym atutem wyborczym i gwarancją na zapowiadane przeprowadzenie zmian.

Obama trafił na niezwykle korzystny dla siebie i swojej demokratycznej partii moment historyczny. Znużenie rządami George’a W. Busha, niechęć do wojny, poczucie niepewności związane z kryzysem gospodarczym, zachwianie wiary w siłę Ameryki i pogłębiające się problemy społeczne, spowodowały, że wyborcy gwałtownie poszukiwali czegoś nowego. Kandydat demokratów, tradycyjnie opowiadający się bardziej za izolacjonizmem na rzecz reform społecznych, do tego postrzegany jako charyzmatyczny przywódca, stał się swoistym antidotum na bolączki Ameryki.

- Bo zmiana, bo nadzieja, bo czarnoskóry polityk jest trendy – twierdzili wyborcy, którzy normalnie zostaliby w domach. Wolontariusze działający na rzecz Obamy, dosłownie atakowali ludzi w parkach, obchodzili schroniska dla bezdomnych, tanie jadłodajnie w getcie. Młodzież i studentów skutecznie przekonywano, ze głosowanie na czarnego jest „cool”. Wśród głosujących po raz pierwszy Obama cieszył się aż 80 proc. poparciem. Do tego doszło poparcie kolorowych wyborców, w tym Latynosów - których w Ameryce jest coraz więcej. Poparł go również tradycyjnie sprzyjający partii demokratycznej świat artystyczny i kulturalny (Hollywood), oraz zazwyczaj skłonne do libertynizmu i lewicowej ideologii media. Wreszcie dopełnieniem fenomenu, był fakt poparcia dla senatora z Illinois przez biznes amerykański z Wall Street.

Obama jest typowym „produktem mediów”, szerokim lecz zupełnie pustym zestawem. To sprawia, że jest nieprzewidywalny. Podczas kampanii wyborczej czarnoskóry senator skutecznie unikał wypowiedzi na jakikolwiek kontrowersyjny temat. Starał się tak formułować swój przekaz, aby zadowolić jak najszerszy krąg wyborców. Jednak najlepszy nawet PR nie zmieni rzeczywistości. Największa charyzma, nie rozwiąże problemu rosnącego deficytu, bezrobocia i braku zaufania do instytucji finansowych.

Wybór Baracka Husseina Obamy na prezydenta USA, jest jednocześnie wyborem przywódcy największego mocarstwa na świecie, ważnym także dla Polski, w kontekście przyszłej, prowadzonej przez niego polityki zagranicznej. Obama, zapowiada co prawda, bardziej partnerskie i otwarte stosunki z Europą, pragnie włączyć Unię do współdecydowania o losach świata, jednak warunkiem jest większe zaangażowanie europejskich środków i sił militarnych w prowadzone wspólnie operacje. Tymczasem wiadomo, że Europa nie jest na to gotowa i nie potrafi nawet wysłać odpowiedniej ilości wojsk do Afganistanu. Obama zadeklarował, że z każdym będzie negocjował bez żadnych wstępnych warunków. Bardzo wymownym był jego brak reakcji na kryzys gruziński. Nie dziwi zatem, pozytywna reakcja Kremla na jego wybór.

Od dłuższego czasu polityka amerykańskich demokratów jest bardziej europejska, tzn. asekurancka. W efekcie wzmacnia to dominujący w Europie niemiecko-francuski układ, co nie jest korzystne dla Polski. Niestety, ten brak zainteresowania odnosi się również do wschodnich rubieży naszego kontynentu, pozostawiając więcej swobody i sfer wpływów, odbudowującej właśnie swoją mocarstwową pozycję Rosji.

Tymczasem, minister Radosław Sikorski, zdążył poinformować polską opinię publiczną, że wybór Obamy, to radosny dzień dla Ameryki, która zyskała nowy image na całym świecie. Twierdzenie to jest na tyle wiarygodne, co pierwszy polski dowcip o nowym prezydencie USA, z jakiego zasłynął tenże Sikorski. Powiedział on, że Obama ma polskich przodków. Serio. Jego dziadek zjadł bowiem polskiego misjonarza.

Mariusz A. Roman

3 komentarze:

  1. Boże chroń Amerykę przed Obamą! - Wonsal

    OdpowiedzUsuń
  2. 150 milionów dolarów kosztować będą uroczystości inauguracyjne. Moim zdaniem to kolejny dowód na to że lewica, w tym amerykańska tak naprawdę nie potrafi nic prócz strojenia się w piórka i udawania że coś potrafi robić. A tak naprawdę znają się tylko na PR, kolorach krawatów i rodzajach spinek do mankietów. Programy zastępują hasłami i teatrem. a wszystko to za pieniądze nieświadomych podatników.

    OdpowiedzUsuń
  3. W latach 1914-1918 kolonialnymi wojskami niemieckimi w Tanganice -(Schutzgebiet Deutch-Ostafrika) dowodził generał major Paul Erich von Lettow-Vorbeck 1870-1964, który siłą jednej półbrygadą i kilkoma tysiącami wiernych Askari gromił i ganiał wojska brytyjskie w sile ponad 300 (trzysta) tys. żołnierzy! Zapędzał się często na 200 -300 km w głąb brytyjskiej Kenii. Tam w trakcie walk pod Mahiwa wojownicy Luo kacyka Hari Obamy wzięli do niewoli kapelana kapitana Augusta von Kurowsky z Komornik w Poznańskiem. Rodzonego wuja Agnieszki von Kurowsky uwiecznionej przez Ernesta Hemingweya pod różnymi postaciami kobiet na stronach jego opowiadań. Opis męczeńskiej śmierci katolickiego kapelana, wielkopolanina znajduje się we wsponieniach von Lettowa pt."Meine Erinnerungen aus Ostafrika" wydane w Lipsku 1920. Kacyk Hari Obama był ojcem Barka Obamy seniora, który porzucił wiarę muzłumańską i został komunistą, i jako lewak dostał natychmiast wizę USA i stypedium lewicowego senatora Fulbrighta na Hawajach. Tam w 1960 roku poznał hipiskę, feministkę i lewaczkę Ann Dunham i nie bacząc na fakt posiadania już żony i dzieci w Kenii wziął z nią pierwszy na Hawajach szokujący ślub Murzyna z białą kobietą. Po kilku miesiącach urodził się przyszły prezydent Barak Obama.

    za: http://prawica.net/node/14286

    OdpowiedzUsuń