Przez stulecia tworzyła się wielkość i wspaniałość Lwowa, legendarnej strażnicy kresów Rzeczpospolitej, miasta mającego wpisaną w swój herb dewizę „Semper fidelis” - Zawsze Wiernego, bo gotowego w najtrudniejszych chwilach, do wiernej służby w narodowej sprawie. Przed 91 laty, dokładnie w jesienny i dżdżysty poranek 1 listopada 1918 roku, za broń w obronie polskości miasta chwycili jego najmłodsi mieszkańcy – Lwowskie Orlęta.
Tego dnia, po podstępnym i niespodziewanym opanowaniu miasta przez Ukraińców rozpoczął się samotny bój miasta, próba tak bardzo podobna do tej z sierpnia i września 1944, jakiej ćwierć wieku później poddana została Warszawa. Przeciwko doskonale wyekwipowanym żołnierzom, z demobilizującej się armii austro - węgierskiej, zorganizowanych i dowodzonych przez zawodowych oficerów, wystąpiły nieliczne i ad hoc zorganizowane oddziały polskie, masowo wsparte przez mieszkańców, a głównie przez młodzież, w tym także dzieci.
Obrońcy Lwowa nie mogli liczyć na szybką pomoc z innych części kraju, bo Polska dopiero, co zaczynała się wybijać na niepodległość. Musieli, więc sami się zorganizować. Jednak nikt nie miał wątpliwości: trzeba odzyskać Lwów dla Polski! To nic, że mieszkańcy mieli niewiele broni, a jeszcze mniej doświadczenia, jak się z nią obchodzić. Najważniejsze, że były gorące serca pałające miłością do Ojczyzny. Ponieważ dorośli przebywali na innych frontach - wciąż trwała pierwsza wojna światowa - w zaszczytnym obowiązku walki o wolność i niepodległość postanowili zastąpić ich najmłodsi mieszkańcy Lwowa.
Uczniowie i studenci tłumnie pospieszyli w szeregi obrońców. Poszli uczniowie w mundurkach szkolnych, studenci, ale także słynne lwowskie batiary - dzieci ulicy od najmłodszych lat zarabiające na chleb. Wesołe to, płatające psikusy i zawsze radosne towarzystwo. Wszędzie ich było pełno. Po kryjomu wymykali się z domów, nie pytając rodziców o zgodę. Jeszcze niedawno sami bawili się ołowianymi żołnierzykami, z wypiekami na twarzy czytali o polskich bohaterach - rycerzach, hetmanach, wodzach. A teraz sami stanęli w obronie ukochanego miasta.
W toku walk o budynki: poczty głównej, dworca kolejowego, szkoły im. Sienkiewicza, rodziła się legenda bohaterskich dzieci Lwowa – Orląt. Do walki stawały całe ulice, szkolne klasy, podwórka. Najmłodszy obrońca Lwowa miał 9 lat, siedmiu - po 10, trzydziestu trzech - po 12, siedemdziesięciu czterech - po 13, stu dwudziestu siedmiu - po 14, sześciuset czterdziestu jeden - po 15-16, i pięćset trzydziestu sześciu - po 17 lat. Jurek Bitschan - 14 lat. Symbol wszystkich Orląt - i tych znanych z nazwiska, i tych bezimiennych. Wychodząc z domu, napisał: "Kochany Tatusiu, idę dzisiaj zameldować się do wojska. Chcę okazać, że znajdę na tyle siły, by móc służyć i wytrzymać. Obowiązkiem moim jest iść, gdy mam dość sił, a wojska brakuje ciągle do oswobodzenia Lwowa. Z nauk zrobiłem już tyle, ile trzeba było. Jerzy".
Walczył w pierwszym szeregu. Został trafiony dwiema kulami na cmentarzu Łyczakowskim, tuż przed nadejściem odsieczy dla Lwowa. W tym samym czasie mama Jurka walczyła na innym odcinku jako komendantka Ochotniczej Legii Kobiet. Tadzio Jabłoński - 14 lat. On też uciekł z domu, by dołączyć do obrońców Lwowa. Bił się jak bohater. Szedł zawsze w pierwszym szeregu, nawet bez rozkazu, gdyż jak mówił kolegom, "chciałby być jak najbliżej mamy", która została w części miasta zajętej przez Ukraińców. Już nigdy jej nie zobaczył na ziemi. Zginął od kuli 18 listopada. Antoś Petrykiewicz - 13 lat. Był uczniem drugiej klasy gimnazjum. Walczył na Górze Stracenia - na placówce szczególnie mocno atakowanej przez wroga. A potem poszedł ze swoim dowódcą bronić Persenkówki. Tam został ciężko ranny. Zmarł po trzech tygodniach cierpień w szpitalu.
Obok chłopców - dziewczęta. Helenka Grabska - uczennica, poległa razem ze swoim bratem Jankiem. Janeczka Prus-Niewiadomska zginęła, ratując rannego żołnierza.
Orlęta nie tylko walczyły ramię w ramię z dorosłymi. Byli także doskonali łącznikami - przenosili meldunki i rozkazy, sprawdzali pozycje wroga. Dzięki ich odwadze, męstwu i poświęceniu odzyskano najpierw część miasta, a 23 listopada, po nadejściu odsieczy, cały Lwów. W nich też legenda Wiernego Miasta znalazła swoje nowe wcielenie.
Lwów jako jedyne miasto w Polsce został udekorowany 11 listopada 1920 roku przez Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego orderem Virtuti Militari - za niespotykane męstwo i dzielność. Małym bohaterom z Kleparowa, Łyczakowa, Zamarstynowa i innych dzielnic wdzięczny naród wzniósł mauzoleum, na miarę ich czynu. Przepiękny cmentarz, z rzędami jednakowych mogił, z kolumnadą, przez którą biegnie napis: "Polegli, abyśmy żyli wolni". Bezimienne Lwowskie Orlę spoczywa natomiast w Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie, wzniesionym w hołdzie wszystkim obrońcom Ojczyzny.
Ich poświęcenie i męstwo wspaniale oddaje pieśń Orlątko, patrz poniżej:
Mariusz A. Roman
[Fot. Archiwum]
TO niewybaczalny błąd, ze tak łatwo zapomnieliśmy o Lwowie.
OdpowiedzUsuńKOSZMAREM jest, że polskie dzieci nie wiedzą, NIE CZUJĄ tego, że Lwów był polski.
A to przecież tak, jakby nam Kraków odebrano...
Straszne.
Poginęły te dzieci, i na nic ich ofiara. Na nic!
Poginęły po to, by dziś brunatni banderowy urządzali marsze po polskich ulicach we Lwowie.
Tragicznie poukłądał się nam Historia...
MisQot