Córka byłego prezydenta RP Lecha Wałęsy uznała, że książka Pawła Zyzaka "Lech Wałęsa. Idea i Historia" narusza jej dobro osobiste oraz poczucie godności osobistej. Pozew Anny Domińskiej z domu Wałęsa przeciwko spółce ARCANA, która wydała książkę, trafił w piątek do sądu. Dzieci Lecha Wałęsy wielokrotnie występowały w obronie dobrego imienia swojego Ojca. W styczniu 1989 roku na łamach „Na Przełaj”, 19-letni wtedy Bogdan Wałęsa, tłumaczył „przykręcaniem śruby z obu stron” konieczność wprowadzenia stanu wojennego w Polsce.
"Ojciec nigdy nie był agentem SB, TW "Bolek" czy też jakimkolwiek innym agentem" - stwierdza w swoim pozwie do krakowskiego sądu córka Lecha Wałęsy Anna Domińska. W uzasadnieniu pisze również, że książka „narusza jej dobra osobiste, jakimi są jej sfera uczuciowa wyrażająca się szacunkiem i miłością do osoby ojca oraz poczucie godności osobistej”. Według niej, książka jest pełna inwektyw i kłamstwa na temat Lecha Wałęsy. Dlatego domaga się zamieszczenia przeprosin w ogólnopolskim dzienniku za wszystkie nieprawdziwe i obraźliwe sugestie pod adresem jej ojca. Domińska żąda również zakazu druku i rozpowszechniania pracy magisterskiej Pawła Zyzaka, oraz domaga się 20 tys. zł tytułem zadośćuczynienia na rzecz Fundacji "Sprawni Inaczej" w Gdańsku.
Książka jest wciąż dostępna w Internecie, patrz tutaj.
Przypomnijmy, publikacja Pawła Zyzaka od początku wywołała wielkie emocje, patrz tutaj. Wałęsa zagroził nawet po ukazaniu się książki, że wyjedzie z Polski. Autora pracy atakowano za rzekome „zlecenie z IPN”. Cytowano fragmenty publikacji z relacjami mówiącymi o tym, iż Wałęsa miał w swej rodzinnej miejscowości nieślubne dziecko, a jako dziesięciolatek miał w parafialnym kościele „sikać do kropielnicy”.
W rezultacie, po ukazaniu się publikacji o Lechu Wałęsie nie przyjęto Pawła Zyzaka na studia doktoranckie. Stracił też pracę w IPN, bezowocnie szukał pracy w swoim zawodzie w szkołach publicznych. By utrzymać swoją rodzinę pracuje fizycznie w supermarkecie. Tymczasem, książka ma bardzo dobre dwie recenzje profesorskie oraz została obroniona na Uniwersytecie Jagiellońskim. Autor zwraca uwagę, że jego praca została dobrze udokumentowana, także przez dziennikarzy, którzy poszli jego śladem, patrz tutaj.
Nie sposób obok tej nagonki i ostracyzmowi, jakiemu poddawany jest Paweł Zyzak przejść obojętnie. Zwłaszcza, że warto przypomnieć wywiad, jakiego udzielił 20 lat temu Bogdan Wałęsa, najstarszy syn polskiego noblisty. On także, w wydawanym w PRL piśmie dla młodzieży „Na przełaj”, bronił na swój sposób postawy swojego Ojca. Fragmenty tego wywiadu opublikowało w drugim obiegu, pismo „Szaniec”, za którym cyt.:
- A rok 1981? Jego zakończenie było klęską Ojca.
- To było przykręcanie śruby z obu stron. Robotnicy w pewnym momencie chcieli za dużo i to musiało się tak skończyć.
- Za dużo, czego?
- Chcieli więcej pieniędzy niż była warta ich praca i nie umieli opanować anarchii. Wydaje mi się, że w pewnym momencie Ojciec stracił kontrolę nad tym wszystkim. Tylko czy był ktoś, kto mógłby to kontrolować? Z tego, co wiem, z tego, co mówią nasi znajomi, cały ruch posunął się wtedy za daleko. To nie była skuteczna droga, jeśli nie chciało się niepotrzebnych ofiar.
- Co stanowiło granicę?
- Żądania. Nie można było zaspokoić wszystkich żądań na raz. I ekonomicznych i politycznych. Byli tacy, którzy chcieli osiągnąć wszystko od razu, nie dając w zamian nic.
- Mówiłeś o utracie kontroli. Ta wątpliwość podnoszona jest i dzisiaj. Nikt nie chce wisieć na drzewach, zamiast liści.
- Są tacy ludzie, którzy chcą szybkich, całościowych przemian. Oni podburzają tych, którym ciężko się żyje i pragną jakiejś odmiany. Ojciec spotkał w stoczni ludzi, którzy mówili, że nie posłuchają go, nie przerwą strajku. Rozmawiał z nimi, powiedział: słuchajcie teraz musimy przerwać, bo nic więcej nie zwojujemy, będzie tylko rosnąć zmęczenie i niechęć. A jak nic się nie zmieni, to pójdziemy dalej. Trzeba zachować siły na później. Nie ma, co liczyć na to, że ktokolwiek w tym kraju może strzelić palcami i już wszystko będzie, złote życie. Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Ale jeśli nie podejmie się dzisiaj radykalnych decyzji, to każda zwłoka, każde odwlekanie, będzie nas pogrążało, aż zabrniemy w sytuację już naprawdę bez wyjścia.
- A rok 1981? Jego zakończenie było klęską Ojca.
- To było przykręcanie śruby z obu stron. Robotnicy w pewnym momencie chcieli za dużo i to musiało się tak skończyć.
- Za dużo, czego?
- Chcieli więcej pieniędzy niż była warta ich praca i nie umieli opanować anarchii. Wydaje mi się, że w pewnym momencie Ojciec stracił kontrolę nad tym wszystkim. Tylko czy był ktoś, kto mógłby to kontrolować? Z tego, co wiem, z tego, co mówią nasi znajomi, cały ruch posunął się wtedy za daleko. To nie była skuteczna droga, jeśli nie chciało się niepotrzebnych ofiar.
- Co stanowiło granicę?
- Żądania. Nie można było zaspokoić wszystkich żądań na raz. I ekonomicznych i politycznych. Byli tacy, którzy chcieli osiągnąć wszystko od razu, nie dając w zamian nic.
- Mówiłeś o utracie kontroli. Ta wątpliwość podnoszona jest i dzisiaj. Nikt nie chce wisieć na drzewach, zamiast liści.
- Są tacy ludzie, którzy chcą szybkich, całościowych przemian. Oni podburzają tych, którym ciężko się żyje i pragną jakiejś odmiany. Ojciec spotkał w stoczni ludzi, którzy mówili, że nie posłuchają go, nie przerwą strajku. Rozmawiał z nimi, powiedział: słuchajcie teraz musimy przerwać, bo nic więcej nie zwojujemy, będzie tylko rosnąć zmęczenie i niechęć. A jak nic się nie zmieni, to pójdziemy dalej. Trzeba zachować siły na później. Nie ma, co liczyć na to, że ktokolwiek w tym kraju może strzelić palcami i już wszystko będzie, złote życie. Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Ale jeśli nie podejmie się dzisiaj radykalnych decyzji, to każda zwłoka, każde odwlekanie, będzie nas pogrążało, aż zabrniemy w sytuację już naprawdę bez wyjścia.
- Nie wszyscy tak myślą. Są ludzie, którzy byli kiedyś związani blisko z twoim ojcem a dziś występują przeciwko niemu. Zarzucając mu na przykład sprzeniewierzenie pieniędzy z Nagrody Nobla.
- Pamiętam, jeszcze przed rokiem 1980, chodziliśmy do Kościoła Mariackiego w Gdańsku na takie spotkania, modlitwy za aresztowanych. Ci wszyscy, którzy się tam spotykali, próbowali zorganizować coś, co spowodowałoby, że będzie lepiej. I gdy ojciec się wybił, stał się tym, kim jest dzisiaj, oni cały czas chcieli tego samego – też przewodzić, też mówić, co jest dobre, a co złe (...).
- I jak to oceniasz?
- Sądzę, że to nic nie zmienia. Oni na szczęście nie mają większego wpływu. To jest posunięcie anarchistyczne przeciwko temu, co się teraz dzieje i co może przynieść zmiany na lepsze. Będą patrzeć, co Ojciec robi i jeśli nie będzie szło po ich myśli, znowu zaczną podgryzać. Ale mam nadzieję, że on sobie z tym poradzi (...).
- Pamiętam, jeszcze przed rokiem 1980, chodziliśmy do Kościoła Mariackiego w Gdańsku na takie spotkania, modlitwy za aresztowanych. Ci wszyscy, którzy się tam spotykali, próbowali zorganizować coś, co spowodowałoby, że będzie lepiej. I gdy ojciec się wybił, stał się tym, kim jest dzisiaj, oni cały czas chcieli tego samego – też przewodzić, też mówić, co jest dobre, a co złe (...).
- I jak to oceniasz?
- Sądzę, że to nic nie zmienia. Oni na szczęście nie mają większego wpływu. To jest posunięcie anarchistyczne przeciwko temu, co się teraz dzieje i co może przynieść zmiany na lepsze. Będą patrzeć, co Ojciec robi i jeśli nie będzie szło po ich myśli, znowu zaczną podgryzać. Ale mam nadzieję, że on sobie z tym poradzi (...).
za: „Szaniec”, pismo młodzieży Polskiej Partii Niepodległościowej, nr 1 z kwietnia 1989.
Według informacji, jaką podało „Na Przełaj” wywiad został sprawdzony i zaakceptowany przez „jednego ze współpracowników Ojca”. Uderzają jednak prezentowane przez Bogdana Wałęsę tezy nt. oceny wprowadzenia stanu wojennego w Polsce czy ocena samych robotników i działaczy Solidarności. Przecież, 19-letni wówczas syn Lecha Wałęsy, swoją ocenę musiał wynieść z domu rodzinnego i nie sposób pozbyć się wrażenia, że była one powielaniem schematu propagandowego lansowanego wtedy przez komunistów.
Dlatego, po raz kolejny zadajmy sobie pytanie, jak to naprawdę było z tym Lechem Wałęsą i jego wkładem w odzyskanie przez Polskę niepodległości?
Polecam również fragment zapisu wideo ze spotkania autorskiego z Pawłem Zyzakiem w Gdyni, patrz poniżej:
Mariusz A. Roman
[Fot. PAP/Grzegorz Jakubowski oraz Archiwum Autora]
Nagonka na p. Zyzaka to nie tylko skandal
OdpowiedzUsuńi kompromitacja nas, Polaków, jako społeczeństwa demokratycznego (nie mówiąc już o lumpeneliterach, którzy do tego skandalu ochoczo przyłozyli rękę). To również świadectwo głównej przyczyny, dla której Polska nie może się rozwijać. Osoby myślące nonkonformistycznie, bez względu na to, w jakiej dziedzinie, są zaszczuwane. A to takie własnie osoby sprawiają, ze narody sie rozwijają. Bez nich jest marazm i żucie w kółko mysli klasyków
Kmiotek_nagniotek
Czytałem książkę P. Zyzaka i nie znalazłem w niej niczego, czego bym już wcześniej nie wiedział. Po prostu jest to książka w której autor z ogromną precyzją zebrał wypowiedzi, komentarze i zeznania świadków dotyczących zarówno życia prywatnego jak i dorobku Wałęsy jako przewodniczącego związku i jako prezydenta RP. Nie mam wątpliwości, a tym bardziej podstaw aby nie wierzyć p. Gwieździe, p. Walentynowicz czy choćby p. Wyszkowskiemu. Ostracyzm stosowany na osobie P. Zyzaka pokazuje gdzie jesteśmy i czym jest Polska z jej du***kracją!
OdpowiedzUsuńDariusz. K
Dobrze przypominać takie rzeczy, choć z pewnością syn przedstawia jakąś bardzo uproszczoną wersję poglądów taty. Jednak zapewne z domowych dyskusji, zasłyszanych opinii i, chyba pewnej pogardy dla tzw. zwykłych ludzi wielokroć prezentowanej przez potomka cesarza Walensa, skompilował taki pogląd na przeszłość. A z Zyzakiem rzeczywiście zrobiono świństwo. Pozdr
OdpowiedzUsuńaureust