To już nie konflikt, to prawdziwa gazowa wojna. I wcale ta sytuacja nie powinna dziwić, skoro w rosyjskiej strategii energetycznej oficjalnie zapisano, że strategicznymi celami rozwoju przemysłu gazowego jest m.in.: zabezpieczenie jej politycznych interesów. A taki właśnie wymiar ma ta wojna - polityczny, a nie biznesowy. Najwyższy zatem czas na otrzeźwienie i realizację zapowiadanych od lat inwestycji w zakresie bezpieczeństwa energetycznego w naszym kraju.
Podczas piątkowej debaty nad bezpieczeństwem energetycznym Polski, przeprowadzonej w Sejmie rząd zademonstrował jedynie siłę spokoju, nie widząc specjalnie zagrożeń w związku z kryzysem gazowym. Premier Pawlak przekonywał posłów, ze nasz kraj posiadając znaczne zasoby paliw stałych, jest jednym z najmniej uzależnionych od dostaw surowców energetycznych krajem Unii Europejskiej. Uspakajał, że w naszym bilansie energetycznym gaz stanowi jedynie 12 proc. ogólnego zużycia. Jakby zapominając o istocie problemu, jak bardzo gaz jest istotny dla odbiorcy detalicznego, używającego go do ogrzania mieszkań i powszechnie wykorzystującego go w kuchni. I właśnie z tego powodu brak gazu, zawsze oznaczać będzie ogromny problem społeczny.
Tymczasem problem z gazem w Polsce to nie tylko alternatywne źródła dostaw gazu, ale również m.in.: możliwość pełnego dysponowania systemem przesyłowym (kontrola właścicielska) i konieczność jego rozbudowy, zabezpieczenie odpowiedniej pojemności magazynowej i wzrostu potencjału wydobycia gazu krajowego, oraz wprowadzenie odpowiednich regulacji prawnych zapewniających funkcjonalność całego sektora (obrót, magazynowanie, dystrybucja, przesył) i liberalizację rynku. Na wszystkich wymienionych kierunkach rozwoju występuje w Polsce nie tylko zastój, ale notujemy również wiele podjętych wcześniej, negatywnych dla poziomu naszego bezpieczeństwa decyzji. Chodzi tu przede wszystkim o zaniechanie podpisanych w 2001 r. kontraktów z dostawcami z Danii i Norwegii, oraz przedwczesny proces prywatyzacji PGNiG, zanim państwo nie zapewniło sobie wyłącznego wpływu na wydobycie i przesył gazu. Odpowiedzialność za podjęcie tych decyzji ponosi rząd SLD-owski Millera a potem Belki.
Bezpieczeństwo energetyczne
Gazprom jest światowym liderem w produkcji i eksporcie gazu ziemnego. Jest on też głównym dostawcą gazu w Europie z eksportem na poziomie ok. 130 mld m sześc., a wliczając w to także Turcję 150 mld m sześc. gazu. Firma rosyjska jest również udziałowcem operatorów gazowych z Niemiec, Włoch, Czech, Finlandii, Węgier, Wielkiej Brytanii oraz Litwy, Łotwy i Estonii. Apetyty tego potentata są jednak dużo większe i planuje on zwiększyć swój udział eksportu gazu na rynku europejskim do poziomu 180 mld m sześc. w 2010 r. i do ok. 220 mld sześc. w 2020 r. co będzie stanowić 30 proc. zużycia gazu ziemnego w Unii Europejskiej. W tym samy czasie, prognozowany jest także wzrost zużycia gazu w Polsce z poziomu ok. 15 mld sześc. do 26 mld m sześc. Przy czym planowany jednocześnie wzrost wydobycia gazu krajowego jest wprost nieproporcjonalny i ma wynieść zaledwie 6 mld m sześc. (obecnie blisko 5 mld m sześc). Co oznacza, że w najbliższej przyszłości znacząco zmieni się na niekorzyść ilość własnego surowca używanego do zaspokajania potrzeb gazowych w Polsce, przy jednoczesnym stałym wzroście zapotrzebowania na gaz sprowadzany w imporcie.
Realizację planu ekspansji Gazpromu mają zapewnić inwestycje w zwiększenie przepustowości już istniejących gazociągów oraz budowa nowych w tym Gazociągu Północnego prowadzonego do Niemiec po dnie Bałtyku. Przy czym trudno wyzbyć się wrażenia, że tzw. bałtycka rura ma nie tyle zapewnić dywersyfikację rosyjskich korytarzy eksportowych w celu zwiększenia dostaw, co po prostu chodzi o eliminację tranzytu przez kraje trzecie, w tym przypadku Polski. Gdyby było inaczej, to zrealizowano by najpierw to, do czego zobowiązano się już wcześniej, czyli druga nitkę rurociągu Jamał – Europa (Rosja-Białoruś-Polska-Niemcy), zwłaszcza, że inwestycja lądowa jest dużo tańsza niż morska.
Tymczasem z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego Polski, czytamy w dokumencie pt. „Polityka dla przemysłu gazu ziemnego” z marca 2007 r., a opracowanego przez poprzedni rząd: warte odnotowania są zmiany w polityce rynkowej prowadzonej przez największe spółki sektora funkcjonujące w regionie, a zwłaszcza przez największego dostawcę – OAO Gazprom. W rządowej Strategii energetycznej Federacji Rosyjskiej do roku 2020 z 28 sierpnia 2003 r. zamieszczono następujące stwierdzenie:
„Strategicznymi celami rozwoju przemysłu gazowego są: (...) zabezpieczenie politycznych interesów Rosji w Europie i państwach sąsiedzkich, a także w regionie azjatyckim i Oceanu Spokojnego”.
Gazprom – monopolista w zakresie eksportu i przesyłu gazu w FR – jest naturalnym wykonawcą tej strategii. W tak rozumianej strategii należy wyróżnić m.in. próby uzyskania przez Gazprom dostępu do rynków detalicznych poprzez kontrolę sieci przesyłowych i dystrybucyjnych w krajach odbiorcach gazu, a także poszukiwanie nowych dróg przesyłu gazu z pominięciem krajów tranzytowych. Stosowana przez Gazprom od lat polityka cenowa świadczy dobitnie o ich politycznej motywacji. Kraje spolegliwe wobec Kremla płacą za rosyjski surowiec znacznie mniej. I tak dla przykładu na Białorusi Gazprom przejął gazociąg Jamał – Europa i Mińsk płaci 128 dol. za 1000 m sześc. gazu, czyli blisko cztery razy mniej niż Wilno czy Warszawa.
Smok zjada własny ogon
Dyskusja o uniezależnieniu się od importu gazu z Rosji zupełnie przesłania nam sytuację tej gazowej potęgi. Tymczasem już wkrótce – alarmują eksperci – Rosja może przestać realizować swoje gazowe zobowiązania. Według Instytutu Polityki Energetycznej z Moskwy w najbliższej przyszłości w rosyjskim bilansie gazowym zabraknie w sumie 100 mld m sześc. surowca. Rosyjski Instytut Problemów Monopoli Naturalnych prezentuje podobną opinię: w krótkim okresie czasu Gazprom będzie mógł rekompensować braki gazu dzięki zmniejszaniu eksportu w dopuszczanym kontraktami przedziale i przez pozyskiwanie gazu środkowoazjatyckiego, ale w 2010 r. deficyt gazu na rynku krajowym i zagranicznym sięgnie 124 mld sześc.
Rosja produkuje rocznie 550 mld sześc. gazu ziemnego, z czego dwie trzecie rozprowadza na rynku wewnętrznym i już dzisiaj potrzebuje gazu z Turkmenistanu (50 mld sześc.), aby Gazprom mógł zrealizować kontrakty zewnętrzne. Podstawowym problemem jest według ekspertów to, że Gazprom wciąż za mało inwestuje w wydobycie. Ponadto wydobycie Gazpromu skoncentrowane zostało w dużej większości, w trzech „dojrzałych” złożach: Urengojskoje, Jamburskoje, Miedwieżje - które dostarczają coraz mniej gazu. Podczas gdy Gazprom podaje, że kierując się opłacalnością do 2010 r. będzie kontynuował wydobycie w złożach zlokalizowanych blisko istniejącej już sieci gazociągowej. Instytut Polityki Energetycznej podkreśla z kolei, że najprawdopodobniej dopiero po 2012 roku będą uruchomione nowe wielkie złoża jamalskie i złoże Sztokmanowskie, które od 2011 roku miało zapewnić eksport gazu skroplonego do USA. Tymczasem nie uruchamiając nowych wielkich złóż gazu Gazprom może utrzymywać wydobycie na stałym poziomie, ale nie może istotnie go powiększyć. Zwłaszcza, że deklaracja o koncentrowaniu się rosyjskiego potentata na wydobyciu w pobliżu działających już tras przesyłu oznaczałaby też zahamowanie rozwoju projektów wydobycia we Wschodniej Syberii i na Dalekim Wschodzie Rosji.
Do konfliktu gazowego między Ukrainą i Rosją dochodzi co roku. W tym roku obydwie strony znalazły się jednak w szczególnie trudnej sytuacji, gdyż tym razem Ukraina zgromadziła zapasy gazu na wiele tygodni, natomiast Rosji zależy na jak najszybszym uruchomieniu dostaw – aby ratować zagrożony budżet państwa, którego dochody w 65 proc. pochodzą ze sprzedaży surowców naturalnych, w tym przede wszystkim ze sprzedaży ropy i gazu. Ponadto dopóki gaz jest wydobywany i płynie, fizycznie nie można przerwać eksploatacji złoża. Gazprom nie może więc nie dostarczać gazu, nie tylko z powodów ekonomicznych i prestiżowych, ale także technologicznych. I Ukraińcy dobrze o tym wiedzą.
Dywersyfikacja koniecznością
Aby sprostać wyzwaniom inwestycyjnym Gazprom potrzebuje ogromnych funduszy, tymczasem w wyniku kryzysu spadające gwałtownie ceny ropy i w ślad za nią gazu, doprowadziły rosyjską firmę do poważnych tarapatów finansowych. Wartość giełdowa spółki spadła o 76 proc. a jej zadłużenie szacuje się na 50 mld dol. Sytuacja ta zagraża również dochodom budżetu Rosji, co może nieść nawet nieobliczalne następstwa dla wewnętrznej stabilności kraju. Dodatkowo odcinając gaz dla Ukrainy, rosyjski koncern ukarał faktycznie swoich najlepszych i rzetelnych klientów. Wiele europejskich krajów, dla których gazociągi ukraińskie są jedyną lub główną drogą dostaw rosyjskiego surowca, ma duże problemy.
Biorąc, zatem pod uwagę ograniczenia rosyjskiej gazowej potęgi może się okazać, że planowana przez kraje europejskie w tym Polskę dywersyfikacja stanie się po prostu koniecznością. Tymczasem zakręcając kurki z gazem premier Rosji Władimir Putin, paradoksalnie może osiągnąć cele odwrotne do zamierzonych. Obecnie każdemu liderowi UE o wiele trudniej będzie argumentować, że Rosja jest wiarygodnym partnerem handlowym, jeśli Putin chwali się w telewizji, że zakręcił gaz w okresie najmroźniejszej od lat zimy.
Mariusz A. Roman
Autor od kwietnia 2006 do sierpnia 2007 był członkiem Rady Nadzorczej w spółce Operator Gazociągów Przesyłowych "Gaz -System" S.A.
Podczas piątkowej debaty nad bezpieczeństwem energetycznym Polski, przeprowadzonej w Sejmie rząd zademonstrował jedynie siłę spokoju, nie widząc specjalnie zagrożeń w związku z kryzysem gazowym. Premier Pawlak przekonywał posłów, ze nasz kraj posiadając znaczne zasoby paliw stałych, jest jednym z najmniej uzależnionych od dostaw surowców energetycznych krajem Unii Europejskiej. Uspakajał, że w naszym bilansie energetycznym gaz stanowi jedynie 12 proc. ogólnego zużycia. Jakby zapominając o istocie problemu, jak bardzo gaz jest istotny dla odbiorcy detalicznego, używającego go do ogrzania mieszkań i powszechnie wykorzystującego go w kuchni. I właśnie z tego powodu brak gazu, zawsze oznaczać będzie ogromny problem społeczny.
Tymczasem problem z gazem w Polsce to nie tylko alternatywne źródła dostaw gazu, ale również m.in.: możliwość pełnego dysponowania systemem przesyłowym (kontrola właścicielska) i konieczność jego rozbudowy, zabezpieczenie odpowiedniej pojemności magazynowej i wzrostu potencjału wydobycia gazu krajowego, oraz wprowadzenie odpowiednich regulacji prawnych zapewniających funkcjonalność całego sektora (obrót, magazynowanie, dystrybucja, przesył) i liberalizację rynku. Na wszystkich wymienionych kierunkach rozwoju występuje w Polsce nie tylko zastój, ale notujemy również wiele podjętych wcześniej, negatywnych dla poziomu naszego bezpieczeństwa decyzji. Chodzi tu przede wszystkim o zaniechanie podpisanych w 2001 r. kontraktów z dostawcami z Danii i Norwegii, oraz przedwczesny proces prywatyzacji PGNiG, zanim państwo nie zapewniło sobie wyłącznego wpływu na wydobycie i przesył gazu. Odpowiedzialność za podjęcie tych decyzji ponosi rząd SLD-owski Millera a potem Belki.
Bezpieczeństwo energetyczne
Gazprom jest światowym liderem w produkcji i eksporcie gazu ziemnego. Jest on też głównym dostawcą gazu w Europie z eksportem na poziomie ok. 130 mld m sześc., a wliczając w to także Turcję 150 mld m sześc. gazu. Firma rosyjska jest również udziałowcem operatorów gazowych z Niemiec, Włoch, Czech, Finlandii, Węgier, Wielkiej Brytanii oraz Litwy, Łotwy i Estonii. Apetyty tego potentata są jednak dużo większe i planuje on zwiększyć swój udział eksportu gazu na rynku europejskim do poziomu 180 mld m sześc. w 2010 r. i do ok. 220 mld sześc. w 2020 r. co będzie stanowić 30 proc. zużycia gazu ziemnego w Unii Europejskiej. W tym samy czasie, prognozowany jest także wzrost zużycia gazu w Polsce z poziomu ok. 15 mld sześc. do 26 mld m sześc. Przy czym planowany jednocześnie wzrost wydobycia gazu krajowego jest wprost nieproporcjonalny i ma wynieść zaledwie 6 mld m sześc. (obecnie blisko 5 mld m sześc). Co oznacza, że w najbliższej przyszłości znacząco zmieni się na niekorzyść ilość własnego surowca używanego do zaspokajania potrzeb gazowych w Polsce, przy jednoczesnym stałym wzroście zapotrzebowania na gaz sprowadzany w imporcie.
Realizację planu ekspansji Gazpromu mają zapewnić inwestycje w zwiększenie przepustowości już istniejących gazociągów oraz budowa nowych w tym Gazociągu Północnego prowadzonego do Niemiec po dnie Bałtyku. Przy czym trudno wyzbyć się wrażenia, że tzw. bałtycka rura ma nie tyle zapewnić dywersyfikację rosyjskich korytarzy eksportowych w celu zwiększenia dostaw, co po prostu chodzi o eliminację tranzytu przez kraje trzecie, w tym przypadku Polski. Gdyby było inaczej, to zrealizowano by najpierw to, do czego zobowiązano się już wcześniej, czyli druga nitkę rurociągu Jamał – Europa (Rosja-Białoruś-Polska-Niemcy), zwłaszcza, że inwestycja lądowa jest dużo tańsza niż morska.
Tymczasem z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego Polski, czytamy w dokumencie pt. „Polityka dla przemysłu gazu ziemnego” z marca 2007 r., a opracowanego przez poprzedni rząd: warte odnotowania są zmiany w polityce rynkowej prowadzonej przez największe spółki sektora funkcjonujące w regionie, a zwłaszcza przez największego dostawcę – OAO Gazprom. W rządowej Strategii energetycznej Federacji Rosyjskiej do roku 2020 z 28 sierpnia 2003 r. zamieszczono następujące stwierdzenie:
„Strategicznymi celami rozwoju przemysłu gazowego są: (...) zabezpieczenie politycznych interesów Rosji w Europie i państwach sąsiedzkich, a także w regionie azjatyckim i Oceanu Spokojnego”.
Gazprom – monopolista w zakresie eksportu i przesyłu gazu w FR – jest naturalnym wykonawcą tej strategii. W tak rozumianej strategii należy wyróżnić m.in. próby uzyskania przez Gazprom dostępu do rynków detalicznych poprzez kontrolę sieci przesyłowych i dystrybucyjnych w krajach odbiorcach gazu, a także poszukiwanie nowych dróg przesyłu gazu z pominięciem krajów tranzytowych. Stosowana przez Gazprom od lat polityka cenowa świadczy dobitnie o ich politycznej motywacji. Kraje spolegliwe wobec Kremla płacą za rosyjski surowiec znacznie mniej. I tak dla przykładu na Białorusi Gazprom przejął gazociąg Jamał – Europa i Mińsk płaci 128 dol. za 1000 m sześc. gazu, czyli blisko cztery razy mniej niż Wilno czy Warszawa.
Smok zjada własny ogon
Dyskusja o uniezależnieniu się od importu gazu z Rosji zupełnie przesłania nam sytuację tej gazowej potęgi. Tymczasem już wkrótce – alarmują eksperci – Rosja może przestać realizować swoje gazowe zobowiązania. Według Instytutu Polityki Energetycznej z Moskwy w najbliższej przyszłości w rosyjskim bilansie gazowym zabraknie w sumie 100 mld m sześc. surowca. Rosyjski Instytut Problemów Monopoli Naturalnych prezentuje podobną opinię: w krótkim okresie czasu Gazprom będzie mógł rekompensować braki gazu dzięki zmniejszaniu eksportu w dopuszczanym kontraktami przedziale i przez pozyskiwanie gazu środkowoazjatyckiego, ale w 2010 r. deficyt gazu na rynku krajowym i zagranicznym sięgnie 124 mld sześc.
Rosja produkuje rocznie 550 mld sześc. gazu ziemnego, z czego dwie trzecie rozprowadza na rynku wewnętrznym i już dzisiaj potrzebuje gazu z Turkmenistanu (50 mld sześc.), aby Gazprom mógł zrealizować kontrakty zewnętrzne. Podstawowym problemem jest według ekspertów to, że Gazprom wciąż za mało inwestuje w wydobycie. Ponadto wydobycie Gazpromu skoncentrowane zostało w dużej większości, w trzech „dojrzałych” złożach: Urengojskoje, Jamburskoje, Miedwieżje - które dostarczają coraz mniej gazu. Podczas gdy Gazprom podaje, że kierując się opłacalnością do 2010 r. będzie kontynuował wydobycie w złożach zlokalizowanych blisko istniejącej już sieci gazociągowej. Instytut Polityki Energetycznej podkreśla z kolei, że najprawdopodobniej dopiero po 2012 roku będą uruchomione nowe wielkie złoża jamalskie i złoże Sztokmanowskie, które od 2011 roku miało zapewnić eksport gazu skroplonego do USA. Tymczasem nie uruchamiając nowych wielkich złóż gazu Gazprom może utrzymywać wydobycie na stałym poziomie, ale nie może istotnie go powiększyć. Zwłaszcza, że deklaracja o koncentrowaniu się rosyjskiego potentata na wydobyciu w pobliżu działających już tras przesyłu oznaczałaby też zahamowanie rozwoju projektów wydobycia we Wschodniej Syberii i na Dalekim Wschodzie Rosji.
Do konfliktu gazowego między Ukrainą i Rosją dochodzi co roku. W tym roku obydwie strony znalazły się jednak w szczególnie trudnej sytuacji, gdyż tym razem Ukraina zgromadziła zapasy gazu na wiele tygodni, natomiast Rosji zależy na jak najszybszym uruchomieniu dostaw – aby ratować zagrożony budżet państwa, którego dochody w 65 proc. pochodzą ze sprzedaży surowców naturalnych, w tym przede wszystkim ze sprzedaży ropy i gazu. Ponadto dopóki gaz jest wydobywany i płynie, fizycznie nie można przerwać eksploatacji złoża. Gazprom nie może więc nie dostarczać gazu, nie tylko z powodów ekonomicznych i prestiżowych, ale także technologicznych. I Ukraińcy dobrze o tym wiedzą.
Dywersyfikacja koniecznością
Aby sprostać wyzwaniom inwestycyjnym Gazprom potrzebuje ogromnych funduszy, tymczasem w wyniku kryzysu spadające gwałtownie ceny ropy i w ślad za nią gazu, doprowadziły rosyjską firmę do poważnych tarapatów finansowych. Wartość giełdowa spółki spadła o 76 proc. a jej zadłużenie szacuje się na 50 mld dol. Sytuacja ta zagraża również dochodom budżetu Rosji, co może nieść nawet nieobliczalne następstwa dla wewnętrznej stabilności kraju. Dodatkowo odcinając gaz dla Ukrainy, rosyjski koncern ukarał faktycznie swoich najlepszych i rzetelnych klientów. Wiele europejskich krajów, dla których gazociągi ukraińskie są jedyną lub główną drogą dostaw rosyjskiego surowca, ma duże problemy.
Biorąc, zatem pod uwagę ograniczenia rosyjskiej gazowej potęgi może się okazać, że planowana przez kraje europejskie w tym Polskę dywersyfikacja stanie się po prostu koniecznością. Tymczasem zakręcając kurki z gazem premier Rosji Władimir Putin, paradoksalnie może osiągnąć cele odwrotne do zamierzonych. Obecnie każdemu liderowi UE o wiele trudniej będzie argumentować, że Rosja jest wiarygodnym partnerem handlowym, jeśli Putin chwali się w telewizji, że zakręcił gaz w okresie najmroźniejszej od lat zimy.
Mariusz A. Roman
Autor od kwietnia 2006 do sierpnia 2007 był członkiem Rady Nadzorczej w spółce Operator Gazociągów Przesyłowych "Gaz -System" S.A.
Niejako na potwierdzenie tez zawartych w tym tekście dzisiejszy Onet podaje informacje pt. Intrygujący wniosek z tarć Rosja - Ukraina: Gazprom nie ma gazu
OdpowiedzUsuńpatrz: http://wiadomosci.onet.pl/1895385,12,item.html
Jest kilka rzeczym ktore Panstwo Polskie mzoe zrobic:
OdpowiedzUsuń- polaczyc sie z siecia z Niemiec
- stworzyc holding ze zloz polskich (sa takie, Jan Kulczyk ma je wraz z Krauzem) i w ten sposob zdywersyfikowac dostawcow
- usprawnic przesyl statkami.
To wszystko mozna xzrobic tylko trzeba chciec.